Do 10 lat więzienia grozi Maciejowi D., b. funkcjonariuszowi ABW i CBA, któremu zarzucono przyjęcie łapówek i wynagrodzenia za fikcyjne doradztwo oraz powoływanie się na wpływy w ministerstwie skarbu. Prokuratura kończy śledztwo w tej sprawie.
"Ten człowiek nigdy nie miał w CBA decydującej roli, przez kilka miesięcy pobytu w naszej służbie, na etapie jej powstawania, systematycznie był degradowany i szybko odsunięto go od dostępu do tajnych informacji" - powiedział PAP w środę Tomasz Frątczak, dyrektor gabinetu szefa CBA. Uznał on za przesadę nazywanie Macieja D. "współtwórcą CBA" - jak określiła go "Rzeczpospolita", która ujawniła całą sprawę.
Według Frątczaka, Maciej D., gdy w 2005 r. CBA jeszcze nie istniało, został oddelegowany z innej służby (wg "Rz" - z ABW) jako funkcjonariusz mający doradzać w sprawach działalności operacyjnej i śledczej. "Rz" podała, że był wicedyrektorem zarządu operacyjno-śledczego.
"Nasze służby wewnętrzne jednak dość szybko uzyskały o nim niepokojące informacje i zaczęły je sprawdzać. Pojawiły się dane, że mógł on dopuszczać się przestępstw jeszcze przed przyjściem do CBA. Po czterech tygodniach stracił stanowisko związane z dostępem do tajnych danych operacyjnych. Odsunięto go na niższe stanowisko, a potem jeszcze degradowano. Skończył swoją służbę w CBA jako szeregowy funkcjonariusz delegatury w Rzeszowie" - dodał dyrektor gabinetu szefa CBA.
Maciej D. został zatrzymany w listopadzie 2008 r., miesiąc po tym, jak sam odszedł z CBA. Nie informowano wówczas o tym fakcie. "Dziś powiem, że to nasz gorzki sukces. Sukces, bo sami wykryliśmy sprawę, a gorzki - bo w naszej służbie" - mówił Frątczak.
Maciej D. był aresztowany przez trzy miesiące, teraz jest już na wolności. Nałożono na niego dozór policji, kaucję i zakaz opuszczania kraju - poinformował rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Mateusz Martyniuk.
Według niego Maciejowi D. przedstawiono cztery zarzuty: przyjęcia co najmniej 18 tys. zł oraz laptopa i telefonu komórkowego od biznesmena, przyjęcie wynagrodzenia z tytułu fikcyjnej umowy z innym biznesmenem ws. doradztwa jego spółce, powoływanie się na wpływy w resorcie skarbu i podjęcie się pośrednictwa w uzyskaniu pozytywnej sprzedaży 10 proc. spółki z Podkarpacia produkującej silniki lotnicze (za co Maciejowi D. sfinansowano wart 4 tys. zł pobyt nad Bałtykiem) oraz przestępstwo służbowe - nieudokumentowanie uzyskanej informacji o korupcji. Za wszystko grozi mu do 10 lat więzienia. Zarzucone przestępstwa Maciej D. miał popełnić w okresie od stycznia 2006 r. do października 2007 r.
Śledztwo dobiega końca. Martyniuk powiedział PAP, że biegli badają komputer Macieja D.; wiadomo też, że prowadzący śledztwo mają podsłuchy jego rozmów. Akt oskarżenia może być gotowy w maju lub czerwcu. (PAP)
wkt/ pz/ gma/