Około 2500 ludzi demonstrowało w poniedziałek w miejscowości Freha na północy Algierii, domagając się od sił bezpieczeństwa większej ochrony przed atakami ze strony bojowników z Al-Kaidy, która uczyniła z tego rejonu swój bastion.
Licząca około 24 tysięcy mieszkańców Freha leży 130 km na wschód od stolicy kraju - Algieru. Miejscowość położona jest w Kabylii, górzystej krainie, gdzie bojownicy regularnie atakują siły bezpieczeństwa i porywają lokalną ludność dla okupu.
Manifestanci demonstrowali przeciwko islamskim bojownikom, którzy w ciągu ostatnich lat porwali kilkudziesięciu lokalnych przedsiębiorców, a także z powodu braku reakcji władz na ten problem. "Rząd musi zagwarantować nam bezpieczeństwo. To ich zadanie" - mówił Heni Unah, 35-letni przedsiębiorca.
"Nie rozumiemy, dlaczego rząd milczy" - oświadczył członek izby wyższej algierskiego parlamentu, działacz opozycyjnej partii Zgromadzenie na rzecz Kultury i Demokracji (RCD) Mohamed Ikherbane.
Lokalne media poinformowały, że 14 listopada grupa rebeliantów usiłowała uprowadzić jednego z biznesmenów. Mężczyzna został zastrzelony podczas próby ucieczki. Porywacze wzięli drugiego mężczyznę jako zakładnika, po czym w minioną niedzielę go wypuścili.
"Boimy się. Porwania to gospodarcza katastrofa dla regionu. Nie ma wtedy inwestycji, nie ma pracy" - powiedział 65-letni Said Saadi.
Algieria od dwóch dekad zmaga się z islamską rebelią, której apogeum nastąpiło w latach 90. i w wyniku której zginęło już 200 tysięcy ludzi. (PAP)
cyk/ mc/
7749570