Ambasador Rosji w Rzymie Aleksiej Mieszkow wyraził w poniedziałek opinię, że tylko premier Włoch Silvio Berlusconi i prezydent Francji Nicolas Sarkozy lepiej niż inne państwa NATO "zrozumieli prawdziwą, a nie wirtualną sytuację", do jakiej doszło w związku z wojną w Gruzji w sierpniu zeszłego roku.
"Rosja została zganiona za to, że zareagowała na agresję Gruzji. Tylko postawa Włoch i Francji różniła się od pozostałych waszych sojuszników" - powiedział ambasador w wystąpieniu na trwającej w Rzymie konferencji "Nowe stosunki NATO-Rosja".
Mieszkow oświadczył, że "Włochy to dobrze rozumieją, inni nie, jeszcze potrzebują czasu, by wyjść z wirtualnego świata"
Zdaniem ambasadora we wzajemnych relacjach "należy przywrócić wzajemne zaufanie". "Oczekujemy konkretnych deklaracji także z drugiej strony, by powrócić do klimatu Pratica di Mare" - powiedział ambasador Rosji nawiązując do zorganizowanej w 2002 roku w podrzymskiej miejscowości o tej nazwie konferencji, której rezultatem było nawiązanie współpracy między Sojuszem Północnoatlantyckim a Rosją.
Premier Berlusconi, który także wówczas stał na czele włoskiego rządu, uważa tamtą naradę za wzór do naśladowania i często mówi o konieczności powrotu do "ducha Pratica di Mare".
W sprawie rosyjsko-gruzińskiego konfliktu zbrojnego Berlusconi zajmował od samego początku jednoznaczne stanowisko opowiadając się po stronie Moskwy i argumentując, że została ona sprowokowana przez władze w Tbilisi. Jednocześnie premier utrzymuje, że to dzięki mediacji jego oraz prezydenta Sarkozy'ego udało się zażegnać kryzys, zwłaszcza gdy - jak przyznał ostatnio - Władimir Putin "stracił głowę". (PAP)
sw/ ap/