Sparaliżowane różnicą poglądów w kwestiach finansowych rozmowy o reformie kraju i sformowaniu nowej koalicji rządzącej w Belgii będą jednak kontynuowane - postanowili w poniedziałek przywódcy głównych, zwaśnionych ugrupowań belgijskiej sceny politycznej.
Czterogodzinne spotkanie lidera francuskojęzycznych socjalistów Elio Di Rupo oraz przywódcy flamandzkich nacjonalistów z partii N-VA Barta De Wevera zapowiadane było jako "rozmowy ostatniej szansy".
Na skutek waśni między frankofonami i Flamandami Belgia od 100 dni nie ma rządu, a między partiami politycznymi brak zaufania, koniecznego by porozumieć się w sprawie oczekiwanej przez Flamandów reformy kraju, która ma polegać na dalszym uniezależnieniu regionów kosztem państwa federalnego. Właśnie pod hasłem wzmocnienia autonomii bogatej Flandrii partia N-VA w tegorocznych przyspieszonych wyborach w lipcu została największą siłą polityczną Belgii. Tymczasem, bez porozumienia o reformie instytucjonalnej kraju, partie nie mogą zacząć rozmów koalicyjnych.
Kością niezgody jest teraz przede wszystkim finansowanie regionów, w tym zadłużonej, zdominowanej przez frankofonów belgijskiej stolicy. Do zbliżenia stanowisk nie wystarczyła zgoda frankofonów na przeniesienie na poziom tworzących belgijską federację regionów i wspólnot językowych kolejnych kompetencji: w dziedzinie zdrowia, zatrudnienia, obrony cywilnej, zasiłków społecznych czy turystyki.
Di Rupo i De Wever ustalili, że reformą prawa o finansowaniu regionów zajmie się od wtorku specjalna międzypartyjna grupa robocza, której propozycje zostaną potem zaakceptowane przez pięć pozostałych głównych partii biorących udział w rozmowach.
Strona frankofońska zrzuca odpowiedzialność za trudności w negocjacjach wprost na N-VA, a także na flamandzką partię chadecką CD&V urzędującego wciąż premiera Yvesa Leterme'a. A niektórzy frankofońscy politycy zaczęli prowokacyjnie po raz pierwszy wprost mówić o groźbie rozpadu kraju - czyli zrealizowaniu długoterminowego scenariusza Flamandów.
Od 1 lipca Belgia sprawuje rotacyjną, półroczną prezydencję w Unii Europejskiej. Jednak zarówno program, jak i bieżące sprawowanie unijnego przewodnictwa są przedmiotem konsensu między partiami po obu stronach granicy językowej i nie pojawiają się w debacie politycznej. Za sprawy bieżące wciąż odpowiada dotychczasowy gabinet Leterme'a, który podał się do dymisji.
Michał Kot (PAP)
kot/ mc/