Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Białoruś: Jak Polacy w Sopoćkiniach wybierają swojego prezydenta

0
Podziel się:

Polak ubiegający się o urząd prezydenta Białorusi Jarosław Romańczuk dla
wielu mieszkańców Sopoćkiń, w których się wychował, jest nadzieją na zmiany i otwarcie na Europę.
Ale niektórzy po raz czwarty oddali głos na Alaksandra Łukaszenkę, bo zapewnia spokój.

Polak ubiegający się o urząd prezydenta Białorusi Jarosław Romańczuk dla wielu mieszkańców Sopoćkiń, w których się wychował, jest nadzieją na zmiany i otwarcie na Europę. Ale niektórzy po raz czwarty oddali głos na Alaksandra Łukaszenkę, bo zapewnia spokój.

Sopoćkinie to małe miasteczko w obwodzie grodzieńskim, leżące zaledwie kilka kilometrów od granicy z Polską. Ponad 90 proc. spośród około 1300 mieszkańców stanowią Polacy. O tym, że nie zapominają o swoich korzeniach, mogą świadczyć chociażby nazwy ulic, np. Jana Pawła II, Adama Mickiewicza, Henryka Sienkiewicza, Elizy Orzeszkowej.

W wyborczą niedzielę nietrudno znaleźć w Sopoćkiniach lokal wyborczy, umiejscowiony w budynku władz lokalnych, przed którym stoi pomnik Lenina, w sali, gdzie na co dzień odbywają się śluby cywilne. Na środku stały dwie urny wyborcze różnej wielkości.

Jak wyjaśnili PAP członkowie komisji wyborczej, nie ma w tym nic nadzwyczajnego, bo taki wymóg stawia ordynacja: w mniejszej urnie znajdują się karty z przedterminowego głosowania, które trwało od wtorku do soboty, większą przygotowano specjalnie na niedzielne głosowanie. Plomba gwarantująca nienaruszalność urny wyborczej wykonana jest z plasteliny, na której odbita jest pieczęć komisji.

Na karcie do głosowania oprócz dziesięciu nazwisk kandydatów na dole jest osobne okienko: dla tych, którzy nie popierają nikogo. Takie głosy też są liczone i uznawane za ważne. Na kartach nie ma żadnych pieczęci. Jedynym ich zabezpieczeniem są dwa odręczne podpisy członków komisji wyborczej, umieszczone na odwrocie karty.

Wybory to także okazja do zjedzenia lub wypicia czegoś w specjalnym sklepiku, który mieści się zwykle w pokoju obok pomieszczenia, gdzie się głosuje. Jest to tradycja jeszcze z czasów komunistycznych, gdy ludzie przychodzili na wybory głównie po to, by kupić towary, których nie było w zwykłych sklepach, lub dostać coś taniej.

Wybór w sklepiku w Sopoćkiniach był duży. Oprócz owoców, słodyczy, kiełbasy można było kupić także alkohol: wódkę i szampana. Dla klientów-wyborców przygotowane zostały także stoliki, przy których można było zjeść i wypić.

Nad bezpieczeństwem lokalu wyborczego czuwali dwaj milicjanci i jeden strażak.

Wśród głosujących nie mogło zabraknąć Marii Romańczuk. Na karcie do głosowania znak "x" postawiła przy nazwisku swojego syna, ponieważ wierzy, że może on gospodarczo zmodernizować Białoruś, przyciągnąć zagranicznych inwestorów i stworzyć tym samym więcej miejsc pracy. Jak mówi, za rządów jej syna kraj otworzyłby się na Wschód, ale także na Zachód.

Przyznaje, że materialnie nie wiedzie się jej źle, bo jako była kierowniczka mleczarni otrzymuje emeryturę, która wystarcza jej na życie, ale - jak zastrzega - chodzi nie tylko o "materializm". Przyszłością kraju jest młodzież, która powinna mieć możliwość znalezienia pracy w swoim kraju - tłumaczy Maria Romańczuk. Nie może pogodzić się z tym, że na Białorusi nie ma swobody wypowiadania się, możliwości krytykowania władz.

Maria Ignatowicz pragnęłaby zmiany władzy w kraju. Chciałaby, żeby Związek Polaków na Białorusi został w końcu zalegalizowany, a to obiecuje Romańczuk, i między innymi dlatego głosowała na niego. Dużym jego atutem jest ekonomiczne wykształcenie, które pozwoli mu zreformować gospodarkę i dać więcej pracy - mówi pani Ignatowicz.

Sprzeciwia się Łukaszence, bo od kiedy rządzi krajem, wiele obiecuje, a rezultatów tych obietnic nie widać. Na życie jej wystarcza, ale gdy pojawia się choroba i trzeba kupić leki, to jest już gorzej - opowiada. Wspomina, że w miasteczku kiedyś była piekarnia, wytwórnia napojów, a teraz nie ma nic; młodzi wyjeżdżają do dużych miast zarabiać.

Chociaż Romańczuk ma nikłe szanse na wygraną, to Teresa Lisowska i tak oddała głos na niego. Ona jednak nie myśli jak większość, że wybory zostaną sfałszowane. Jej zdaniem, ludzie będą głosować na Łukaszenkę, bo myślą, że już lepiej niż za jego rządów nie będzie. Wiele osób ze wsi nie wie, że jest możliwe lepsze i ciekawsze życie - tłumaczy pani Teresa. Jest przekonana, że problem leży w świadomości społeczeństwa.

Lisowska wspominała Romańczuka jeszcze z czasów dziecinnych, kiedy w szkole przezywali go "komputer". Zdolny, ambitny, uczciwy, do wszystkiego doszedł sam, bez pomocy innych - komplementowała.

Andrzej, tak jak większość młodych ludzi z Sopoćkiń, pracuje w Grodnie. Oddał głos również na Romańczuka, bo uważa, że jego polityka gwarantuje rozwój kraju. "Dzisiejsza władza już się pokazała i chcemy coś innego" - mówi.

Wśród mieszkańców znalazła się także nieliczna grupa, która przyznała, że popiera politykę obecnego prezydenta.

To już czwarte wybory, kiedy pani Leonarda odda głos na Łukaszenkę. "Zawsze był, jest i będzie najlepszym przywódcą" - uważa. Jak mówi, ma emeryturę, z której może żyć, i to jej wystarcza.

Dla Ani to pierwsze wybory, kiedy może głosować, i zdecydowała się poprzeć obecnego prezydenta. Nie była jednak w stanie powiedzieć, dlaczego.(PAP)

Z Sopoćkiń Joanna Kotowicz (PAP)

joko/ kar/ jra/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)