Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Budżet UE 2011 - cztery dni na kompromis

0
Podziel się:

Do czwartku Parlament Europejski i domagające się cięć rządy państw, a
zwłaszcza Londyn i Berlin, muszą porozumieć się ws. budżetu UE na 2011 rok. Jeśli im się to nie
uda, wówczas UE grozi niebezpieczne dla odbiorców funduszy unijnych prowizorium.

Do czwartku Parlament Europejski i domagające się cięć rządy państw, a zwłaszcza Londyn i Berlin, muszą porozumieć się ws. budżetu UE na 2011 rok. Jeśli im się to nie uda, wówczas UE grozi niebezpieczne dla odbiorców funduszy unijnych prowizorium.

W poniedziałek rozpoczęła się ostatnia runda negocjacji przedstawicieli PE z Radą ministrów finansów UE ws. przyszłorocznego unijnego budżetu. W tym roku negocjacje przebiegają wyjątkowo dramatycznie. Na ostatnim szczycie UE aż 13 państw, pod wodzą Londynu, Berlina i Paryża podpisało się pod deklaracją przeciwko nadmiernemu wzrostowi wydatków. Wskazując na kryzys, nie zgadzają się one na wzrost powyżej 2,91 proc. w porównaniu z budżetem na rok 2010.

"Jeśli kraje członkowskie tną swój budżet, to UE powinna oczywiście zrobić to samo" - tłumaczył inicjator deklaracji premier Wielkiej Brytanii David Cameron 29 października w Brukseli.

Tymczasem Parlament Europejski w październikowym głosowaniu opowiedział się za wzrostem wydatków UE o 6 proc., tak by budżet UE osiągnął 130,5 mld euro. Sprawozdawczyni, europosłanka PO Sidonia Jędrzejewska deklaruje gotowość do kompromisu.

"Nie powinniśmy eskalować konfliktu. Musimy do czwartku osiągnąć kompromis, tak by budżet został przyjęty do końca roku. Inaczej zaszkodzimy odbiorcom unijnych funduszy - czy to badawczych, czy spójności" - zaapelowała w poniedziałek Jędrzejewska.

Polka deklaruje, że w przeciwieństwie do niektórych eurodeputowanych, nie chce iść na otwartą wojnę z Radą. "Oni chcą wzmocnić PE, ale wzmocnienie PE nie może być celem samym w sobie. Ja jestem pragmatyczna i chcę porozumienia" - tłumaczy. Zastrzega jednak, że redukcja środków ogranicza możliwości UE w realizacji celów, na które wcześniej przywódcy sami się zgodzili. Zabraknie np. na pomoc krajom rozwijającym się czy rozwój unijnej dyplomacji.

Jak mówiła PAP Jędrzejewska, kilku wpływowych europosłów, w tym przede wszystkim liderzy socjaldemokracji Martin Schulz i liberałów Guy Verhofstadt, dąży do konfrontacji. Pierwszy chce znacznie zwiększonych wydatków, zgodnie z postulatem socjalistów, że nie cięcia deficytów, ale zwiększenie inwestycji doprowadzi do wzrostu gospodarczego w Europie po kryzysie. Drugi z kolei domaga się zobowiązania Rady, że rozpocznie poważną debatę na temat nowych źródeł dochodu do unijnej kasy (tzw. europodatki). Wspierają go zresztą także chadecy, jak szef komisji budżetowej, czy sam szef frakcji Joseph Daul. Argumentują, że gra toczy się nie tylko o budżet 2011 roku, ale o nową wieloletnią perspektywę finansową po 2013 r. i PE musi być tu bardziej ambitny i proeuropejski niż rządy.

Rada, co pokazał ostatni szczyt, nie chce się zgodzić na większy budżet. Londyn kwestionuje zwłaszcza wzrost wydatków na administrację unijną. Największy wzrost jest zresztą w samym PE: europosłowie podnieśli sobie bowiem wydatki na asystentów z 17,5 do 19 tys. euro miesięcznie na jednego posła, a także utworzyli fundusz na "rozrywkę". Ostatnie deklaracje przywódców Wielkiej Brytanii czy Niemiec pokazują też, że trudno w najbliższej przyszłości liczyć w UE na porozumienie ws. europodatku.

Tymczasem, ostrzega Jędrzejewska, brak porozumienia budżetowego między obiema instytucjami - Radą i PE (wspólnie tworzą tzw. władzę budżetową UE) jest najgorszą perspektywą i oznacza prowizorium budżetowe. Wówczas budżet składać się będzie z tzw. prowizorycznych dwunastek, (czyli jednej dwunastej budżetu za rok 2010 na każdy miesiąc). "To koszmar", o którym nie chcę nawet myśleć, bo wówczas "skończy się przewidywalność" - mówił niedawno PAP komisarz ds. budżetu Janusz Lewandowski.

Jędrzejewska przekonuje, że w przypadku prowizorium będzie o wiele mniej pieniędzy niż w oszczędnej propozycji Rady ministrów finansów. "Jak by nie była zła, jest i tak lepsza od prowizorium. Byłoby o 800 mln euro mniej na samą politykę spójności" - wskazuje.

Problemem jest to, że w przypadku prowizorium każdego miesiąca nie będzie można wydać więcej niż wynosi jedna dwunasta budżetu 2010. A w przypadku wielkich inwestycji infrastrukturalnych z funduszy spójności faktury spływają nie co miesiąc, ale za dłuższy okres i wtedy jest ryzyko, że nie będzie można ich zapłacić, bo przewyższą dostępne środki. Jędrzejewska boi się, że ministerstwa rozwoju regionalnego w ogóle przestaną podpisywać kontrakty, by nie znaleźć się w sytuacji, że nie będzie można zapłacić za wykonane inwestycje.

"Jest oczywiste, że działanie na podstawie prowizorium jest czynnikiem hamującym gospodarczo. Bardzo potrzebujemy budżetu 2011 i liczę, że w końcowej fazie porozumienie zostanie znalezione" - powiedziała w poniedziałek była komisarz ds. polityki regionalnej, eurodeputowana Danuta Huebner. Wskazała, że skoro rządy tną wydatki krajowe, to tym bardziej budżet UE powinien rosnąć wraz z rosnącymi kompetencjami i zadaniami UE.

Inga Czerny (PAP)

icz/ kot/ ksaj/ ro/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)