Na 23 października wyznaczył w środę parlament Bułgarii datę wyborów prezydenckich. Jeżeli konieczna będzie druga tura, odbędzie się ona tydzień później.
Druga pięcioletnia kadencja obecnego szefa państwa, wywodzącego się z lewicy prezydenta Georgi Pyrwanowa, kończy się 20 stycznia.
"Obywatele mają prawo być powiadomieni jak najwcześniej o terminie wyborów" - powiedziała przedstawicielka rządzącej partii Obywatele na rzecz Europejskiego Rozwoju Bułgarii (GERB) Iskra Fidosowa. Nie odpowiedziała jednak na pytanie, dlaczego partia GERB nie zgłosiła dotychczas swojego kandydata na prezydenta. Według premiera Bojko Borysowa nazwisko kandydata zostanie podane 4 września.
Dotychczas swój start w wyborach zgłosili tylko była komisarz UE Meglena Kunewa, która będzie ubiegać się o prezydenturę, jako kandydatka niezależna, oraz lider nacjonalistycznej partii Atak (Ataka) Wolen Siderow.
Zgodnie z ordynacją wyborczą w tym samym dniu co wybory prezydenckie powinny odbyć się także wybory samorządowe. Po środowym głosowaniu w parlamencie prezydent Pyrwanow powinien podpisać odpowiedni dekret. Szef państwa oświadczył, że nie będzie stwarzać konstytucyjnych przeszkód i wyznaczy tę samą datę, co parlament.
Tymczasem lewica oskarżyła rządzącą partię GERB o prowadzenie agitacji wyborczej w szkołach, co jest sprzeczne z prawem. Podano konkretne przykłady tego, jak lokalne organizacje GERB uzyskują od dyrektorów szkół listy prymusów i w imieniu partii nagradzają uczniów i ich rodziców. Kilka tygodni temu w miasteczku Pesztera, na zachodzie Bułgarii, wybuchł skandal, kiedy do mediów trafiła wiadomość, że uczestnicy konkursu uczniowskiego mieli wymyślać hasło wyborcze dla GERB.
Z Sofii Ewgenia Manołowa (PAP)
man/ jhp/ ap/
