*Policja z prowincji Guangdong, na południu Chin, zatrzymała lokalnego działacza, który według władz na stronach internetowych wzywał Chińczyków do naśladowania protestów w świecie arabskim - poinformowała organizacja praw człowieka z siedzibą w Hongkongu. *
Według Centrum Informacyjnego Praw Człowieka i Demokracji, 34-letni Zheng Chuangtian został zatrzymany w sobotę, w przeddzień planowanych antyrządowych demonstracji, za "podżeganie do obalenia władzy państwowej". Dzień później zatrzymano także jego żonę.
Mimo to na Facebooku, Twitterze oraz innych serwisach społecznościowych w poniedziałek pojawiły się kolejne apele, wzywające do demonstracji w niedzielę 6 marca. "27 lutego ruch rozprzestrzenił się na 100 miast" - zapewniali autorzy apelu.
Jednak w niedzielę na ulicach Pekinu i Szanghaju silne i liczne oddziały policji uniemożliwiały jakiekolwiek próby kontestacji. Zatrzymano lub pobito kilkanaście osób, w tym zagranicznych dziennikarzy.
Dziennikarz Bloomberg News, który usiłował relacjonować nawoływania do protestów, został otoczony przez pięciu mężczyzn ubranych po cywilnemu, którzy bili go i kopali, po czym skonfiskowali mu kamerę i zaprowadzili na posterunek policji. Mężczyzna trafił do szpitala.
Bicie i zastraszanie dziennikarzy potępił w poniedziałek ambasador USA w Chinach, Jon Huntsman. Wezwał władze do "pociągnięcia sprawców do odpowiedzialności" oraz do "poszanowania praw zagranicznych dziennikarzy pracujących w Chinach".
Władze Chin są zaniepokojone wszelkimi apelami o udział w "jaśminowej rewolucji" i od początku demonstracji w świecie arabskim starają się blokować informacje na ten temat.
Pod koniec ubiegłego tygodnia władze wezwały zagranicznych korespondentów w Pekinie i zażądały składania oficjalnych próśb o zezwolenia na przeprowadzanie wywiadów, a także - w niektórych przypadkach - zakazały udawania się na ulicę Wanfujing, główną arterię Pekinu, biegnącą w pobliżu placu Tiananmen.(PAP)
jhp/ kar/
8437064 8438575 8438554