Przeciętny Cypryjczyk spędził sobotę, kolejny dzień bez banków, koncentrując się na tych samych czynnościach co i w piątek, czyli kupując większą ilość żywności i dyskutując z przyjaciółmi na temat sytuacji w kraju.
"Ludzie nadal kupują dużo ryżu, mąki i cukru. Zupełnie jak przed wybuchem wojny" - powiedziała PAP jedna ze sprzedawczyń hipermarketu, znajdującego się w dużej galerii handlowej na obrzeżach Nikozji.
Jeden z klientów o imieniu Kostas nie chciał jednak potwierdzić, że jego wypełniony papierem toaletowym i butelkami taniego wina wózek jest świadectwem niepokoju o przyszłość. "Mają dobrą promocję wina: płacisz za jedną butelkę, dostajesz dwie. Każdy by się skusił. Szczególnie w taki dzień jak dzisiaj, gdy kraj, który się kocha, upada" - powiedział.
Supermarket był w sobotę jedynym stosunkowo zatłoczonym miejscem w całej galerii, która zwykle jest dla mieszkańców Nikozji jednym z najpopularniejszych miejsc w stolicy na spędzenie wolnego popołudnia. Inne sklepy świeciły pustkami.
"Tak jest od tygodnia, od kiedy rząd obwieścił, że opodatkuje nasze konta bankowe" - powiedziała PAP Elefteria, zatrudniona w dużym sklepie odzieżowym.
W znajdującym się obok sklepie wielobranżowym sytuacja była podobna. "Od tygodnia mało kto coś kupuje. To normalne. Nie trzeba być ekonomistą, żeby przewidzieć, że sklepy takie jak nasz ucierpią najbardziej" - tłumaczyła PAP jedna z kierowniczek.
W barze szybkiej obsługi było jednak pełno ludzi. "Przychodzimy tu regularnie. Jest tanio i w miarę smacznie" - poinformował PAP Loizos - inżynier, który przeprowadził się na Cypr z Grecji w 2011 roku. "Duża firma budowlana zaoferowała mi tu pracę, więc nie zastanawialiśmy się z żoną ani chwili. W Atenach było coraz gorzej. Ale kryzys nas dogania nawet na Cyprze. Pech jakiś. Jak tak dalej pójdzie nie będzie dokąd uciekać" - dodał Loizos.
Siedząca obok grupa młodych ludzi także przybyła z Grecji. "Jesteśmy z Salonik. Pracujemy w różnych restauracjach w Nikozji jako kelnerzy, a dziś mamy dzień wolny więc postanowiliśmy razem wypić kawę i obgadać sytuację" - wyjaśnił PAP 25-letni Petros.
Jednak na pytanie, czy boi się, że Cypr stanie się drugą Grecją wzrusza ramionami. "Problem Cypru jest o wiele mniejszy. Jeśli uda im się uporać z bankami będzie OK. W Grecji cały system nie działa" - powiedział Petros.
Jego kolega Marios ma inne zdanie. "Mój ojciec jest Cypryjczykiem więc znam ten kraj trochę lepiej niż Petros. Tak naprawdę, wcale nie jesteśmy od Grecji lepsi. Mamy ten sam bałagan i te same problemy. Póki cały kraj się nie zmieni, zawsze będzie źle" - powiedział Marios.
Z Nikozji Agnieszka Rakoczy (PAP)
ara/ ap/