Po zakończeniu niedzielnych wyborów prezydenckich w Czarnogórze swe zwycięstwo ogłosili obaj rywalizujący w nich kandydaci, obecny prezydent Filip Vujanović i opozycjonista Miodrag Lekić, co sygnalizuje możliwość sporu o ten ceremonialny w znacznej mierze urząd.
58-letni Vujanović oświadczył, iż według obliczeń swej lewicowej Demokratycznej Partii Socjalistów (DPS) uzyskał 51,3 proc. głosów, a Lekić 48,7 proc. "Ten rezultat daje mi zwycięstwo" - powiedział w transmitowanym przez telewizję wystąpieniu.
Natomiast opozycyjny Front Demokratyczny poinformował, że na startującego jako jego kandydat 65-letniego byłego dyplomatę Lekicia padło 50,5 proc. głosów, zaś na Vujanovicia 49,5 proc.
"Mogę ogłosić, że naród Czarnogóry powierzył mi stanowisko prezydenta" - oświadczył Lekić przed kamerami telewizji. Reagując na odwrotne twierdzenie rywala dodał: "Nie zgodzimy się na kradzież".
Centralna komisja wyborcza, która - jak wcześniej oczekiwano - miała podać wynik wyborów jeszcze w nocy, poinformowała, iż oficjalne rezultaty przedstawi w ciągu 48 godzin po zakończeniu głosowania. Lokale wyborcze zamknięto o godzinie 20. W trakcie głosowania nie było prowadzonych przez niezależne instytucje badań exit poll.
Spór wokół rezultatu wyborów może wywołać protesty uliczne i dodatkowo skomplikować prowadzone od połowy ubiegłego roku rozmowy na temat przyjęcia Czarnogóry do Unii Europejskiej.
Ewentualne zwycięstwo Lekicia zaowocowałoby osobliwą kohabitacją i byłoby poważnym ciosem dla sprawujących władzę w Czarnogórze od ponad 20 lat socjalistów.
Ubiegający się o trzecią pięcioletnią kadencję Vujanović piętnował swego rywala jako przeciwnika samodzielnego bytu Czarnogóry, która zerwała unię państwową z Serbią na mocy przeprowadzonego w 2006 roku referendum. Lekić odpierał te zarzuty, oskarżając jednocześnie DPS o monopolizowanie władzy w interesie skorumpowanej elity. (PAP)
00000001 arch.