Kilkudziesięciu przeciwników reform oszczędnościowych centroprawicowego czeskiego rządu zorganizowało we wtorek w Pradze całodzienną blokadę ministerstw oświaty i kultury.
Protest - ich zdaniem - ma uświadomić opinii publicznej, jakie skutki pociąga za sobą długoterminowe niedofinansowanie obu resortów, a także jak niskie są w Czechach płace nauczycieli, bibliotekarzy i ludzi, dbających na co dzień o kulturę.
Blokadę zorganizowały wspólnie związki zawodowe i stowarzyszenia zrzeszone w platformie "Stop rządowi" (czes. Stop vlade). W pobliżu siedzib obu resortów, położonych na Malej Stranie, rozbito namiot, a w jego sąsiedztwie odbywają się happeningi, koncerty i dyskusje. Dialog z protestującymi zapowiedział minister oświaty Petr Fiala.
Po proteście pod resortami oświaty i kultury platforma "Stop rządowi" planuje blokady ministerstwa zdrowia i ministerstwa finansów. Akcje mają potrwać do 7 czerwca.
W poniedziałek wieczorem premier Czech Petr Neczas oświadczył, że antyrządowe protesty przekraczają już dopuszczalną granicę. "Czymś innym jest demonstrować, wyrażać swą opinię, a czymś innym jest próbować ograniczać komuś dostęp do miejsca pracy lub urzędu" - podkreślił. Zapowiedział, że "odpowiednie organy w odpowiedni sposób będą reagować" na protesty.
Gabinet Neczasa za jeden ze swych głównych celów uznał konsolidację finansów publicznych i obniżenie deficytu budżetowego do 3 proc. PKB.
Polityka związanych z tym oszczędności wywołała ogromny sprzeciw czeskiego społeczeństwa; pod koniec kwietnia w Pradze przeciw rządowi i jego reformom demonstrowało ponad 100 tys. ludzi, teraz niemal codziennie w czeskiej stolicy odbywa się jakiś antyrządowy protest.
Z Pragi Michał Zabłocki (PAP)
zab/ ap/