Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Dobiega końca proces b. prezydenta Zabrza oskarżonego o zabójstwo

0
Podziel się:

Przed katowickim sądem okręgowym kończy się proces b. prezydenta Zabrza
Jerzego G. oskarżonego o zabójstwo wierzyciela. Według prokuratury Lech F. zginął, bo G. nie był w
stanie zwrócić mu wynoszącego kilkaset tysięcy złotych długu.

Przed katowickim sądem okręgowym kończy się proces b. prezydenta Zabrza Jerzego G. oskarżonego o zabójstwo wierzyciela. Według prokuratury Lech F. zginął, bo G. nie był w stanie zwrócić mu wynoszącego kilkaset tysięcy złotych długu.

Proces ruszył dwa lata temu. Poza b. prezydentem na ławie oskarżonych zasiadło czterech mężczyzn, którzy mieli brać udział w zbrodni lub pomóc w przestępstwie.

We wtorek przez kilka godzin odtwarzano w sądzie nagrania zarejestrowanych w trakcie śledztwa eksperymentów procesowych z udziałem oskarżonych.

"To wszystko jest dla mnie zaskoczeniem, po raz pierwszy to widzę" - oświadczył G. po odtworzeniu jednego z filmów, na którym współoskarżony opowiadał o okolicznościach uwięzienia Lecha F. i obecności b. prezydenta w miejscu i w dniu popełnienia zbrodni.

Podczas kolejnej rozprawy, wyznaczonej na 9 maja, sąd ma obejrzeć ostatnie nagranie wizji lokalnej. Później strony powinny wygłosić mowy końcowe. Nie wiadomo, czy tego samego dnia zostanie ogłoszony wyrok.

Do zabójstwa doszło 17 sierpnia 2008 r. w lesie w Wymysłowie w powiecie będzińskim. Następnego dnia ciało Lecha F. znalazł grzybiarz. Ofiara przed śmiercią została skrępowana i pobita. Z przeprowadzonej sekcji zwłok wynikało, że F. zmarł na skutek wykrwawienia po ranach zadanych ostrym narzędziem, przypuszczalnie nożem.

B. prezydent Zabrza został zatrzymany i aresztowany w listopadzie 2009 r. Zdaniem prokuratury motywem zbrodni były nieporozumienia na tle finansowym. Jerzy G. pożyczył od Lecha F. 246 tys. zł. Z odsetkami miał mu zwrócić ok. 800 tys. zł. Oddanie takiej kwoty oznaczałoby dla G. bankructwo, motywem zbrodni był strach przed utratą życiowego dorobku - mówią prokuratorzy.

Sprawę udało się rozwikłać dzięki Tomaszowi L. mechanikowi z Bytomia. Według oskarżenia był on pośrednikiem pomiędzy Jerzym G. a bandytami, którym zlecono obezwładnienie Lecha F. Z jego wyjaśnień wynika, że Jerzy G. zwabił F. do lasu w Namysłowie, gdzie czekali już wspólnicy. L. wyrażał przekonanie, że chodziło o zastraszenie wierzyciela i zmuszenie go do podpisania dokumentów, w których zwolniłby G. z konieczności spłaty długu.

Tomasz L. jako jedyny odpowiada w procesie z wolnej stopy; jest oskarżony o pomoc w pozbawieniu wolności mężczyzny, który później został zabity. Według oskarżenia zawiózł sprawców na miejsce ustalone z G., ale w samej zbrodni nie uczestniczył. Prokuratura dała wiarę L., że w przeciwieństwie do pozostałych oskarżonych nie działał on w zamiarze zabójstwa i zakładał, że chodzi tylko o zastraszenie F. W chwili dokonania zbrodni miał czekać przy drodze dojazdowej do lasu.

L. twierdzi, że gdy po tygodniu ponownie zobaczył się z G., spytał go, czy udało mu się dogadać z wierzycielem. Ten miał odpowiedzieć, że tak, i zmienić temat. O śmierci F. Tomasz L. miał się dowiedzieć dopiero podczas przesłuchania na policji.

Jak L. wyjaśniał w śledztwie, G. zgłosił się do niego, mówiąc, że został oszukany przez znajomego na 250 tys. zł; pytał, czy L. nie ma kolegów, którzy mogliby coś poradzić. Potem miał przekazać kopertę ze zdjęciami i opisem wyglądu F. i wskazać jego miejsce zamieszkania. Za udział w przestępstwie G. miał później dać wspólnikom kilka tysięcy złotych do podziału.

Według prokuratury w rzeczywistości nie chodziło o zastraszenie, a Jerzy G. wraz ze wspólnikami od początku planował zabójstwo. Sprawcy mieli rękawiczki i narzędzia zbrodni, ale nie mieli zakrytych twarzy, co umożliwiłoby F. ich rozpoznanie - wskazuje oskarżenie.

Zdaniem śledczych tuż po zbrodni G. próbował zapewnić sobie alibi - pojechał do jednego z centrów handlowych, by zarejestrowała go kamera monitoringu i odnotowano zapłatę kartą kredytową. Jednak według eksperymentu procesowego, można tę trasę pokonać samochodem w czasie, który minął od zabójstwa.

Jerzy G. nie przyznaje się do popełnienia zbrodni, podobnie jak bracia Robert i Rafał T., którym przypisano współudział w zabójstwie. Kolejny oskarżony, Mariusz F., przyznał się do porwania Lecha F., ale do jego zamordowania już nie. Twierdzi, że po uprowadzeniu porywacze zostawili F. sam na sam z Jerzym G. Prokuratura nie daje wiary tym wyjaśnieniom.

Tomaszowi L. za udzielenie pomocy przy pozbawieniu wolności grozi kara do pięciu lat więzienia, pozostałym - dożywocie.

W śledztwie przesłuchano ok. 80 świadków, dowodami w sprawie są także billingi Jerzego G. i współoskarżonych, prokuratura przyznaje jednak, że sprawa ma w dużej części charakter poszlakowy - nie wiadomo np., kto spośród oskarżonych zadał F. śmiertelne ciosy. Według zeznań jednego ze świadków, który siedział w celi z Robertem T., śmiertelne ciosy zadali Jerzy G. i Robert T.; Mariusz F. i Rafał T. mieli unieruchomić ofiarę.

Jerzy G. był prezydentem Zabrza w latach 2002-2006 z ramienia SLD. To nie pierwsza sprawa, w której usłyszał zarzuty, ale nigdy nie były one tak poważne. Jego kłopoty zaczęły się od pożyczek, zaciągniętych zanim jeszcze zaczął rządzić Zabrzem.

Lech F. - syn byłej wspólniczki Jerzego G. - zarzucał prezydentowi, że pożyczał od niego pieniądze dwukrotnie: 20 tys. i 246 tys. zł. Tej drugiej kwoty G. - jak mówił - nigdy nie oddał. F. wytoczył politykowi proces cywilny.

Prezydent bronił się, wytaczając Lechowi F. sprawę o próbę wyłudzenia pieniędzy, których - jak twierdził - w rzeczywistości nigdy nie pożyczał. F. w odpowiedzi przedstawił podpisane przez prezydenta umowy. G. wyjaśniał, że umowy podpisał in blanco, a druga pożyczka nie dotyczyła 246 tys., tylko dziesiątej części tej kwoty, do której F. miał dopisać trzecią cyfrę. Sprawę ostatecznie wygrał F. (PAP)

kon/ abr/ bk/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)