Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na

Dziemidowicz o sytuacji w Egipcie: rola armii nadal niepodważalna

0
Podziel się:

Nie można mówić o zamachu stanu w Egipcie, bo armia w tym kraju utrzymuje
się przy władzy od 60 lat - komentuje b. ambasador Polski w Egipcie Grzegorz Dziemidowicz. Jego
zdaniem Egipt czeka powolna ewolucja, w której pozycja armii nadal będzie niepodważalna.

Nie można mówić o zamachu stanu w Egipcie, bo armia w tym kraju utrzymuje się przy władzy od 60 lat - komentuje b. ambasador Polski w Egipcie Grzegorz Dziemidowicz. Jego zdaniem Egipt czeka powolna ewolucja, w której pozycja armii nadal będzie niepodważalna.

Według poniedziałkowych informacji kandydat Bractwa Muzułmańskiego Mohamed Mursi najprawdopodobniej zwyciężył w niedzielnych wyborach prezydenckich w Egipcie, pokonując ostatniego premiera obalonego dyktatora Hosniego Mubaraka - Ahmeda Szafika.

Krótko po zamknięciu lokali wyborczych rządzący krajem wojskowi znacznie ograniczyli kompetencje prezydenta - ogłosili, że do wyłonienia nowego parlamentu będą dysponować władzą ustawodawczą i sprawować kontrolę nad finansami. Wojskowi mają także zdecydować o składzie komisji, która opracuje nową konstytucję. Dotychczasowy, zdominowany przez islamistów parlament został formalnie rozwiązany w sobotę.

Najnowsze wydarzenia w kraju Bractwo Muzułmańskie i partie wywodzące się z ruchu rewolucyjnego porównały do zamachu stanu.

"O puczu czy zamachu stanu nie ma mowy" - ocenił Dziemidowicz podczas poniedziałkowej dyskusji zorganizowanej przez Polski Instytut Spraw Międzynarodowych. Jak wyjaśnił, trudno mówić o zamachu stanu w kraju, w którym armia sprawuje władzę od 60 lat. "Kwestia jest taka, czy zechce się tą władzą chociaż częściowo podzielić" - dodał.

Jak mówił b. ambasador, armia kontroluje 30-40 proc. potencjału ekonomicznego tego kraju. "To jest państwo w państwie; to są klany wojskowe, przechodzące z pokolenia na pokolenie, z rodziny na rodzinę osobiste powiązania" - mówił. Dziemidowicz powiedział, że armia egipska jest dziesiątą co do wielkości armią świata i szesnastą co do siły ognia (dla porównania armia turecka jest szósta co do siły ognia, izraelska - dziesiąta, a polska - dwudziesta pierwsza).

B. ambasador podkreślił, że nowy prezydent Egiptu będzie musiał złożyć przysięgę na ręce Najwyższej Rady Wojskowej, a realną siłę wykonawczą w praktyce będzie miał jedynie w resortach typu ochrona środowiska czy kultura. To również armia określi kształt przyszłej konstytucji Egiptu.

"Błędem wielu komentatorów - naszym także - było to, że po obaleniu Hosniego Mubaraka myśleliśmy o demokracji w Egipcie typu zachodniego, co absolutnie nie jest możliwe i do tego jest bardzo daleka droga" - zaznaczył Dziemidowicz.

Zastrzegł jednak, że nie oznacza to, iż "nie widać światełka w tunelu".

"W Egipcie drogą rewolucyjną niewiele się zyska poza oczywiście odejściem dyktatora" - dodał. Jak podkreślił, przed Egiptem jest teraz "bardzo powolna ewolucja, w czasie której rola armii będzie jednak nie do podważenia".

Dziemidowicz zaznaczył jednocześnie, że trzy rundy "w miarę demokratycznych" wyborów nad Nilem (do parlamentu i dwie prezydenckich) to bardzo duże osiągnięcie.

"Po raz pierwszy do głosu dochodziły partie polityczne, była normalna gra politycznych sił, można było wypowiadać się w miarę swobodnie, ludzie za swoje poglądy nie byli zamykani, nie było cenzury albo nie aż tak widoczna (...), wreszcie media, które oferowały Egipcjanom wielość poglądów" - mówił.

"Ta sytuacja jest już nie do odwrócenia (...). Przy całej swojej potędze i wszystkich swoich możliwościach, jakie mają siły zbrojne i Najwyższa Rada Wojskowa, muszą się jednak liczyć z tym, co społeczeństwo egipskie zdołało wywalczyć w tym krótkim okresie złotej wolności po obaleniu Hosniego Mubaraka" - dodał.

Patrycja Sasnal z PISM oceniła, że fala rewolucyjna w Egipcie już się rozlała i teraz płynie tylko małymi strużkami. "Aktywiści nie mogą zebrać już wielkich liczb demonstrantów protestujących na Placu Tahrir i o to chodziło armii" - mówiła. Jej zdaniem nie powinno się dopuścić do całkowitego wygaszenia ognia emocji, bo - jak mówiła - utrzymanie presji na władzę jest bardzo ważne. "Tym bardziej, że ubiegły rok pokazał, iż armia potrafi się cofnąć ze swoich wcześniejszych decyzji, więc gdyby ludzie zaczęli wychodzić na ulicę, kto wie, jak by to wyglądało ostatecznie" - mówiła.

Sasnal podkreśliła też, że byłaby ostrożna w stwierdzeniu, iż demokracja na miarę zachodnią jest w Egipcie niemożliwa, choć nierealną obecnie czyni ją np. wszechobecna korupcja.

Jej zdaniem jakieś zmiany w Egipcie powinny jednak nastąpić m.in. z powodu czekającej ten kraj zmiany pokoleniowej - ponad 60 proc. Egipcjan to osoby poniżej 30. roku życia. (PAP)

ann/ eaw/ gma/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)