Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na

Eksperci analizują pracę urządzeń przed tragedią w kopalni "Wujek-Śląsk"

0
Podziel się:

Nie wszystkie urządzenia elektryczne stosowane w wyrobiskach kopalni
"Wujek-Śląsk" działały prawidłowo; niektóre z nich były wadliwe, dochodziło do awarii i przeciążeń
- ustalili eksperci, badający przyczyny wrześniowej tragedii w tej kopalni. Zginęło wówczas 20
górników.

Nie wszystkie urządzenia elektryczne stosowane w wyrobiskach kopalni "Wujek-Śląsk" działały prawidłowo; niektóre z nich były wadliwe, dochodziło do awarii i przeciążeń - ustalili eksperci, badający przyczyny wrześniowej tragedii w tej kopalni. Zginęło wówczas 20 górników.

W czwartek członkowie komisji spotkali się na szóstym posiedzeniu, poświęconym głównie analizie stanu używanych pod ziemią urządzeń elektrycznych i ich możliwemu wpływowi na przebieg katastrofy.

Już wcześniej ustalono, że zapłon metanu zainicjowało prawdopodobnie któreś z wadliwych urządzeń. Wciąż nie ustalono jednak, jakie to było urządzenie. Ostatecznie wykluczono możliwość samozapłonu metanu w tzw. zrobach, czyli miejscach po wydobyciu węgla. W tej sytuacji komisja skoncentrowała się na analizie pracy urządzeń.

"Eksperci przeanalizowali m.in. wyniki specjalistycznych badań, jakim poddano lampy, transformatory oraz system zabezpieczeń elektroenergetycznych w tym rejonie. Z ustaleń wynika, że przed tragedią nie działał on prawidłowo, dochodziło do przeciążeń" - powiedziała PAP rzeczniczka Wyższego Urzędu Górniczego (WUG) w Katowicach, Jolanta Talarczyk.

Próba rekonstrukcji wydarzeń w dniu katastrofy oraz w okresie ją poprzedzającym ma dla komisji bardzo istotne znaczenie - znając lokalizację poszczególnych urządzeń, a nawet kabli i przewodów, eksperci będą mogli chociaż w przybliżeniu określić miejsce zainicjowania zapłonu. Już wcześniej ustalono, że metan zapalił się w ścianie wydobywczej, a wybuchł w zrobach. Potem fala ognia i gorąca wróciła do wyrobisk.

Po tragedii urządzenia elektroenergetyczne z wyrobiska zabezpieczono do badań, przede wszystkim w Kopalni Doświadczalnej "Barbara" w Mikołowie. Okazało się, że część z nich była wadliwa - m.in. nie spełniały wymogów ognioszczelności. Zbadano w sumie kilkadziesiąt urządzeń - od elementów zasilających kombajn po oświetlenie, kable i przełączniki.

Podczas czwartkowego posiedzenia członkowie komisji po raz kolejny analizowali także system przewietrzania wyrobiska 1050 metrów pod ziemią, gdzie doszło do katastrofy. Uznano, że był on sprawny, choć niewystarczający w warunkach tego wyrobiska.

Dotychczas w ramach prowadzonego postępowania przedstawiciele nadzoru górniczego przesłuchali 141 osób, niektóre z nich wielokrotnie. Po raz kolejny komisja spotka się 17 lutego. Jej raport powinien być gotowy do końca marca. Niezależne śledztwo w tej sprawie prowadzi katowicka prokuratura.

Dopiero po zakończeniu pracy komisji organy nadzoru górniczego mogą zdecydować - niezależnie od zarzutów karnych - o sankcjach wobec winnych nieprawidłowości. Najbardziej dotkliwa kara, wynikająca z prawa górniczego, to zakaz sprawowania określonych funkcji w kopalni przez dwa lata.

Już wcześniej komisja ustaliła m.in., że w kopalni złamano procedury dotyczące przebywania w strefach szczególnego zagrożenia. Dziewięciu górników poniosło śmierć w miejscach, gdzie w ogóle nie powinno ich być.

Obecnie ściana, gdzie doszło do katastrofy, jest odizolowana od pozostałych wyrobisk specjalnymi tamami. Druga ściana, w pobliżu, w grudniu wznowiła wydobycie, jednak w styczniu została ponownie zatrzymana ze względu na duże zagrożenie metanowe.

Do zapalenia i wybuchu metanu w kopalni doszło 18 września ubiegłego roku 1050 metrów pod ziemią. W dniu wypadku zginęło 12 górników, ośmiu kolejnych zmarło w następnych dniach w szpitalach. Rannych zostało 36 osób. Ostatni poszkodowani opuścili Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich w listopadzie ubiegłego roku. (PAP)

mab/ abr/ gma/

praca
wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)