Nowe rakiety przeciwlotnicze staną wokół Kaliningradu - donoszą media. Zdaniem polskich obserwatorów pogłoski o ogromnym zasięgu są przesadzone, a system ma charakter defensywny.
Jak podała w piątek "Rzeczpospolita" powołując się na rosyjskie media, w obwodzie kaliningradzkim rozpoczyna się rozmieszczanie dwóch dywizjonów zestawów obrony powietrznej S-400. Gazeta przytacza dane o możliwościach zwalczania trudno wykrywanych dla radarów samolotów i śmigłowców zbudowanych w technice stealth i o 400-kilometrowym zasięgu rakiet.
"Sprawa jest dęta. S-400 to zestaw przeciwlotniczy i przeciwrakietowy, nieprawdą jest, że ma zasięg 400 kilometrów - w rzeczywistości jest dwa razy mniejszy, żadne rakiety S-400 nie mają też głowic atomowych" - powiedział PAP redaktor naczelny "Nowej Techniki Wojskowej" Andrzej Kiński.
"Będę w jakiś sposób bronił Rosji. Skoro my modernizujemy nasze lotnictwo - mamy samoloty F-16 -, budujemy nadbrzeżny dywizjon rakietowy, została podpisana umowa o czasowym stacjonowaniu amerykańskich lotników w Polsce, to Rosja też ma do tego prawo. To normalne kroki, nie eskalacja zbrojeń" - dodał Kiński.
Podkreślił, że S-400, którymi Rosja zastępuje starzejące się zestawy S-300P, wciąż znajdują się w fazie prób, są bronią defensywną i nie podlegają limitom porozumień o broni konwencjonalnej. Kiński porównał nową rosyjską broń do amerykańskich zestawów Patriot lub francuskich Aster-30.
Z jeszcze większą rezerwą do informacji z obwodu kaliningradzkiego odniósł się wydawca miesięcznika "Raport" Wojciech Łuczak. Jego zdaniem może to być bardziej wydarzenie "propagandowo-polityczne" niż fakt. "Tak naprawdę wciąż nie wiadomo, jak będzie wyglądał system S-400. Skoro nawet eksperci od broni rakietowej nie wiedzą, co oznacza ten symbol" - dodał.
"Rozmieszczenie czegokolwiek kosztuje. To może być element manipulacji. Byłbym bardzo ostrożny" - podsumował Łuczak.
Pierwszy zestaw S-400 Triumf został rozmieszczony w 2007 r. pod Moskwą, drugi w 2009 r. w rejonie St. Petersburga.(PAP)
brw/ mhr/