Postrzegamy Unię Europejską jako miejsce, skąd wypływają pieniądze i decyzje, ale nie postrzegamy jej jako czegoś na co mamy wpływ. To jeden z powodów prawdopodobnej niskiej frekwencji w zbliżających się wyborach do Parlamentu Europejskiego - mówili uczestnicy panelu o roli mediów w informowaniu o UE.
Debatę zorganizowano w środę w warszawskiej Fabryce Trzciny w ramach spotkania Media Night, organizowanego przez Fundację Konrada Adenauera.
Według prof. Radosława Markowskiego, politologa z PAN, informowanie obywateli o Unii Europejskiej sprawia mediom trudność, bo "media potrzebują eventu, a decyzje w UE to długotrwałe procesy", ludzie nie rozumieją więc Unii Europejskiej.
Prof. Markowski, który - jak mówił - niedawno był wezwany do Brukseli, aby wraz z innymi ekspertami próbować odpowiedzieć na pytanie, dlaczego wygląda na to, że frekwencja będzie bardzo niska, powiedział, że pogłębione badania pokazują, iż media nie mają wpływu na mobilizację w wyborach.
Tłumaczył też, że badania pokazały, że złe wiadomości o UE nie demobilizują krytyków UE, a z kolei tłamszenie wątków eurosceptycznych, np. informacje o Libertasie denerwuje i budzi sprzeciw.
Według dr. Petera Freya - szefa studia telewizji ZDF w Berlinie - obywatele nie mają pojęcia czy ich głos w wyborach ma jakieś znaczenie np. przy ewentualnym przystąpieniu Turcji czy Ukrainy do UE. "W kampaniach wyborczych poszczególnych krajów brakuje tych konkretnych aspektów. I to jest problem" - mówił.
Zgodziła się z nim szefowa radia TOK FM Ewa Wanat. "Polacy mają poczucie, że mają niewielki wpływ na to, co się dzieje w Unii. Niezależnie od tego czy będą się nią interesować czy nie" - powiedziała.
Jak podsumowała Marion von Haaren, zastępca szefa telewizji ARD w Brukseli, Parlament Europejski będzie istniał niezależnie od frekwencji. (PAP)
ktt/ dom/ bno/ jbr/