Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Eksperci: metan w kopalni "Wujek-Śląsk" zapalił się przy ścianie

0
Podziel się:

Zapalenie i wybuch metanu w kopalni "Wujek-Śląsk", gdzie półtora miesiąca
temu zginęło 20 górników, prawdopodobnie miało miejsce w okolicach ściany wydobywczej. Doszło tam
też do wypalenia, ale nie wybuchu, pyłu węglowego - wstępnie ustalili eksperci, badający przyczyny
katastrofy.

Zapalenie i wybuch metanu w kopalni "Wujek-Śląsk", gdzie półtora miesiąca temu zginęło 20 górników, prawdopodobnie miało miejsce w okolicach ściany wydobywczej. Doszło tam też do wypalenia, ale nie wybuchu, pyłu węglowego - wstępnie ustalili eksperci, badający przyczyny katastrofy.

We wtorek na kolejnym posiedzeniu zebrała się specjalna komisja, powołana przez prezesa Wyższego Urzędu Górniczego (WUG) do zbadania okoliczności tragedii z 18 września. Dzięki badaniom przeprowadzonym w Kopalni Doświadczalnej "Barbara" ekspertom udało się m.in. ustalić przybliżone miejsce zapłonu metanu.

"Wszystko wskazuje na to, że zapalenie nastąpiło w ścianie wydobywczej, gdzie przedostał się metan ze zrobów (miejsca po eksploatacji węgla - PAP). Przemieszczając się w kierunku zrobów płomień mógł napotkać większą ilość metanu i doszło do wybuchu, który niejako powrócił do ściany" - powiedział PAP rzecznik WUG Krzysztof Król, zastrzegając, że to na razie hipoteza, choć bardzo prawdopodobna.

Za taką hipotezą przemawia m.in. sposób rozchodzenia się ognia (od strony ściany) oraz wskazania czujników metanu w rejonie ściany. Eksperci dowiedli także udziału pyłu węglowego w przebiegu zdarzenia, nie był to jednak typowy wybuch - raczej mieszanina pyłu węglowego z powietrzem wypaliła się, na skutek wcześniejszego zapłonu i wybuchu metanu.

Wciąż nie ma pewności, co zainicjowało zapalenie metanu. Już wcześniej wykluczono wiele potencjalnych przyczyn pojawienia się iskry. Obecnie najbardziej prawdopodobna jest hipoteza o tym, że inicjałem było któreś z pracujących na dole urządzeń elektrycznych. Są one badane przez specjalistów z "Barbary". Jak dotąd udało się przebadać ok. 30 proc. zabezpieczonych do analiz urządzeń i materiałów, m.in. fragmentów maszyn, oświetlenia, przewodów itp. Eksperci badają m.in. czy były one sprawne i dobrze podłączone.

We wtorek specjaliści po raz kolejny potwierdzili, że w chwili katastrofy w wyrobiskach znajdowało się "zdecydowanie" więcej górników, niż przewidywały to dopuszczalne normy. Król nie podał jednak dokładnie, ilu pracowników za dużo pracowało w chodnikach, tłumacząc, że będzie to nadal weryfikowane.

Już wcześniej specjaliści orzekli, że chodniki przyścianowe były prowadzone niezgodnie z projektem technicznym, czyli nie były na bieżąco likwidowane. Mógł tam gromadzić się metan, jednak dotychczasowe ustalenia nie wskazują, by to właśnie tam nagromadził się gaz, który następnie zapalił się i wybuchł.

Postępowanie wyjaśniające w sprawie katastrofy prowadzi, niezależnie od prokuratorskiego śledztwa, Okręgowy Urząd Górniczy w Katowicach. Dotychczas jego przedstawiciele przesłuchali w tej sprawie 98 świadków, w tym 21 poszkodowanych w katastrofie górników. Większość rannych nie pamięta okoliczności wybuchu. Nadal w siemianowickim Centrum Leczenia Oparzeń przebywa 17 poparzonych pracowników, jeden z nich jest wciąż na intensywnej terapii.

Następne posiedzenie komisji wyznaczono na 26 listopada. Natomiast w najbliższy piątek spotka się działający przy WUG zespół ds. zagrożeń atmosferycznych w kopalniach, który ma zdecydować o dalszych losach ściany, gdzie doszło do tragedii oraz całego rejonu katastrofy. Zbyt długie pozostawianie tego rejonu bez żadnych działań grozi podziemnym pożarem.

Być może ścianę, gdzie kończyło się już wydobycie węgla, trzeba będzie zlikwidować, a rejon odizolować od pozostałej części kopalni. Na razie jednak żadne decyzje w tej sprawie nie zapadły.

Do zapalenia i wybuchu metanu w kopalni doszło 18 września 1050 metrów pod ziemią. W dniu wypadku zginęło 12 górników, ośmiu kolejnych zmarło w następnych dniach w szpitalach. Z wyjątkiem pacjentów leczonych w siemianowickiej "oparzeniówce", wszyscy pozostali poszkodowani zostali już wypisani do domów. Pierwszych pięciu pacjentów CLO opuściło szpital w miniony piątek. (PAP)

mab/ wkr/ gma/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)