Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na

Ekspert CER: Irlandzkie referendum do wygrania, ale wynik niepewny

0
Podziel się:

Drugie referendum w Irlandii w sprawie Traktatu z Lizbony, które odbędzie
się 2 października, jest do wygrania, ale jego wynik pozostaje niepewny, zważywszy najgorsze
notowania rządu od czasu uzyskania przez Irlandię niepodległości po I wojnie światowej oraz
chwiejne w czasach recesji nastroje społeczne - przestrzega Center for European Reform (CER).

Drugie referendum w Irlandii w sprawie Traktatu z Lizbony, które odbędzie się 2 października, jest do wygrania, ale jego wynik pozostaje niepewny, zważywszy najgorsze notowania rządu od czasu uzyskania przez Irlandię niepodległości po I wojnie światowej oraz chwiejne w czasach recesji nastroje społeczne - przestrzega Center for European Reform (CER).

Analizując sytuację w Irlandii, ekspert CER Hugo Brady uważa, że w kampanię popierającą Traktat z Lizbony zaangażowały się wszystkie partie polityczne, poza nacjonalistyczną Sinn Fein, oraz przedstawiciele przemysłu, większość związków zawodowych, organizacji rolnych i społeczeństwa obywatelskiego, a także piłkarze, muzycy i inne gwiazdy. Ocenia jednak, że mimo znacznie większych niż w 2008 roku zaangażowanych środków, czasu i wysiłków zwolenników Traktatu z Lizbony, wynik referendum wcale nie musi być pozytywny.

Po pierwsze dlatego, że rząd irlandzki jest skrajnie niepopularny. Wyborcy, w szczególności zwolennicy partii opozycyjnych, mogą mieć opory przed poparciem czegokolwiek, za czym opowiada się rządząca koalicja centroprawicowej Fianna Fail i Partii Zielonych. Poparcie dla Fianna Fail i jej lidera, pozbawionego charyzmy premiera Briana Cowena, spadło do 14 proc. i jest najniższe w historii niepodległej Irlandii.

Fianna Fail nie ustaje w apelach, by nie łączyć głosowania w sprawie unijnego traktatu z poglądami na temat rządu. "Niemniej wielu wyborców może ulec pokusie i wykorzysta referendum, by powiedzieć, rządowi co myśli o jego ostatnich propozycjach i planach, jak bolesne cięcia w usługach publicznych czy niemal pewne w grudniowej rewizji budżetu podwyżki podatków" - uważa Brady.

Analityk z dystansem podchodzi też do najbardziej optymistycznych sondaży, które mówią o 63-procentowej większości zwolenników traktatu (sondaż z 13 września). Wskazuje, że jego przeciwnicy tak jak w ubiegłym roku mogą zmobilizować się w dniu referendum. Zwłaszcza że liczba niezdecydowanych jest wciąż wysoka, a w czasach głębokiej recesji nastroje społeczne są chwiejne, ludzie zagubieni i wciąż nie rozumieją korzyści płynących z Traktatu z Lizbony.

Brady przyznaje jednak, że w czasach chylącej się ku upadkowi gospodarki i rosnącego bezrobocia wielu wyborców obawia się, że Irlandia może negatywnie odczuć "konfrontację z UE" i dlatego zamierzają poprzeć Traktat z Lizbony. Ale przestrzega, że ograniczenie kampanii wyłącznie do lansowanego w mediach przesłania: "Głosuj +tak+, by pobudzić gospodarkę" może być niewystarczające. Zwłaszcza że biznesmen Declan Ganley, którego pieniądze i talenty medialne przyczyniły się do porażki referendum w 2008 roku, niespodziewanie wrócił do kampanii. "Może udać mu się zwabić wątpiących zwolenników traktatu z powrotem do obozu przeciwników" - uważa Brady.

Uczestnicy kampanii na "nie" to - zauważa Brady - "barwna mieszanka katolickich konserwatystów, niereformowalnych nacjonalistów i skrajnej lewicy". Stracili oni jednak wiarygodność, gdyż wyborcy zrozumieli, że wysuwane przez nich w kampanii w 2008 roku obawy np. przed utratą neutralności przez Irlandię są nieuzasadnione. Teraz wyborców karmią nowymi tezami - np. że Traktat z Lizbony zredukuje minimalne wynagrodzenie do 1,84 euro za godzinę, co jest czystą fikcją.

Zdaniem analityka CER, porażka drugiego referendum w Irlandii doprowadzi do paraliżu politycznego w UE i prawdopodobnie zamrożenia dalszego rozszerzenia. "Czeski prezydent Vaclav Klaus i jego polski partner Lech Kaczyński, mimo że ich parlamenty ratyfikowały dokument, nie będą czuli potrzeby, by go podpisać" - ocenia Brady i dodaje, że rządy Unii Europejskiej będą musiały "definitywnie porzucić Traktat z Lizbony". A liderzy UE podzielni w sprawie tego, "co dalej", będą mniej zdeterminowani, by zająć się naprawdę pilnymi sprawami, jak koordynacja wychodzenia z kryzysu gospodarczego czy sukces negocjacji klimatycznych.

Co do Irlandii, to - zdaniem Brady'ego - porażka drugiego referendum najpewniej będzie oznaczać upadek rządu. Jeśli inwestorzy odbiorą wynik na "nie" jako sygnał nieuchronnej politycznej niestabilności, koszty obsługi długu irlandzkiego wzrosną, co źle wróży, biorąc pod uwagę 20-miliardową dziurę budżetową. "Z prawnego punktu widzenia pozycja Irlandii w UE pozostanie taka sama, ale jej wpływy na UE będą poważnie ograniczone" - konkluduje analityk.

Inga Czerny (PAP)

icz/ kot/ mw/ ap/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)