Mimo porażki w wyborach uzupełniających do Kongresu jest o wiele za wcześnie, by spisywać Demokratów i Baracka Obamę na straty; ich największym atutem jest Sarah Palin - powiedział PAP prof. Michael Cox z London School of Economics (LSE).
Sarah Palin jest kontrowersyjną postacią na amerykańskiej scenie politycznej. Była gubernatorem Alaski do połowy 2009 roku, w 2008 roku kandydowała na wiceprezydenta USA wraz z kandydatem Republikanów na prezydenta senatorem Johnem McCainem. Jest aktywna w Tea Party, skupiającej skrajnie konserwatywny nurt Partii Republikańskiej.
Według Coxa istnieje kilka powodów, dla których możliwa jest poprawa politycznych notowań Obamy i Partii Demokratycznej. W wyborach uzupełniających frekwencja wynosi zwykle ok. 35 proc., a w prezydenckich - ok. 60 proc.
Innym powodem, który - jego zdaniem - przesądzi o tym, że obecne wybory nie będą punktem odniesienia dla wyborów prezydenckich, jest to, że sytuacja gospodarcza USA poprawi się do 2012 roku. Nie będzie tak dobra jak w latach 90., ale nie będzie równie zła, jak obecnie.
Politolog LSE sądzi, że skutkiem obecnych wyborów uzupełniających do Kongresu będzie to, iż życie polityczne w USA stanie się bardziej skonfliktowane i spolaryzowane.
"Nowi Republikanie nie lubią Baracka Obamy i mają większość w Izbie Reprezentantów. Zrobią, co w ich mocy, by utrudnić prezydentowi realizację jego politycznych celów. Może to być zapowiedzią konfliktu między dwiema władzami w państwie: egzekutywą i władzą ustawodawczą" - tłumaczy.
Zauważa zarazem, że Demokraci utrzymali większość w Senacie, który w sprawach polityki zagranicznej i bezpieczeństwa ma więcej do powiedzenia niż Izba Reprezentantów. Nazywa to "dobrą wiadomością" dla Obamy.
Z punktu widzenia polityki międzynarodowej wyborczy sukces Republikanów uznaje za "złą wiadomość dla Chin".
"Wyborcza retoryka Republikanów obfitowała w pretensje wobec Chin: +Chiny kradną nam miejsca pracy+, +Chiny zubożają nas o kapitał, który mógłby z większym pożytkiem zostać zainwestowany w USA+. +Przykładanie+ Chinom było wśród Republikanów bardzo popularne" - zaznaczył.
Większa rola Republikanów w życiu politycznym w USA będzie, jego zdaniem, oznaczała, że w stosunkach USA z Chinami może częściej dochodzić do tarć. Nie okażą się one jednak na tyle silne, by stosunki te zniszczyć.
"Stosunki amerykańsko-chińskie są zbyt silne i zbyt ważne. Waszyngton potrzebuje dobrych roboczych stosunków z Pekinem, choć wewnętrzna dynamika polityczna w USA może je skomplikować" - dodał.
Cox nie sądzi zarazem, by sukces Republikanów miał wpływ na wojnę w Afganistanie, ponieważ - jak wyjaśnia - żadna z obu głównych partii nie ma łatwych odpowiedzi na najtrudniejsze pytania. Wskazuje, że ogólnie polityka zagraniczna nie miała większego znaczenia w obecnej kampanii wyborczej, a np. o Unii Europejskiej nie wspomniano ani razu.
Z Londynu Andrzej Świdlicki (PAP)
asw/ az/ mc/