Kilkadziesiąt osób przyszło w niedzielę pod bramę ambasady Federacji Rosyjskiej w Warszawie, aby uczcić pamięć zamordowanej rosyjskiej dziennikarki, Anny Politkowskiej.
Politkowska, autorka wielu reportaży i kilku książek o współczesnej Rosji, w tym o wojnie w Czeczenii, została zastrzelona w sobotę 7 października w centrum Moskwy.
Warszawiacy umieścili w pobliżu bramy ambasady zdjęcie Politkowskiej i ustawili przy nim zapalone znicze. Zgromadzenie przebiegało w ciszy i skupieniu.
Jeden z inicjatorów spotkania, doktorant na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego, Grzegorz Pac, powiedział PAP, że jest ono nie tylko hołdem dla zamordowanej dziennikarki, ale też apelem do władz rosyjskich o wyjaśnienie motywów tej zbrodni i wykrycie sprawców.
Dodał, że uczestnicy zgromadzenia solidaryzują się z narodem rosyjskim, który wraz ze śmiercią Politkowskiej poniósł wielką stratę. Podkreślił, że to zabójstwo jest znakiem, że w Rosji nie wszystko jest w porządku.
"W Rosji jest takie przysłowie +tisze jediesz - dalsze budiesz+ (ros. bedziesz cicho - więcej osiągniesz - PAP). Anna Politkowska to jedna z nielicznych osób, które powiedziały temu przysłowiu - nie. Śmierć jej i innych dziennikarzy mówi nam o Rosji rzeczy bardzo niepokojące. Mówi nam, że Rosja pod władzą Władimira Putina prawdopodobnie nie idzie w dobrym kierunku" - powiedział Pac.
W spotkaniu uczestniczyli nie tylko młodzi ludzie, ale także osoby w wieku dojrzałym i emeryci. Jedna z nich, Zofia Jeż- Jarecka, powiedziała PAP, że przyszła pod ambasadę, żeby powiedzieć "nie".
"Szanuję wszystkich ludzi walczących o prawdę. Naród czeczeński nie może doczekać się prawdy, a wojownika o tę prawdę zabito. Dlatego tu przyszłam, żeby powiedzieć: +Nie, tak nie wolno+" - wyjaśniła uczestniczka protestu. (PAP)
ula/ hes/