10.3.Bagdad (PAP/AP,pr.) - Osobliwe ogłoszenia pojawiły się w tych dniach na murach meczetów i bazarów w Ramadi, stolicy prowincji Anbar na zachód od Bagdadu, ogarniętej sunnicką rebelią. Ogłoszenia informują, że rebelianci zaczęli zabijać zagranicznych bojowców irackiego skrzydła Al-Kaidy, swoich niedawnych sojuszników.
Jest to dobra wiadomość dla rządu irackiego i Amerykanów, bo zdaje się oznaczać rozłam w obozie przeciwników nowej władzy, i to w chwili, gdy przywódcy kraju deklarują wolę wciągnięcia nieufnej mniejszości sunnickiej do udziału w budowie demokratycznego Iraku.
Sympatyzujące z rebelią arabskie plemiona sunnickie w Anbarze zwróciły się przeciwko dżihadystom z Al-Kaidy zrażone tym, że zabijają oni każdego, kto współpracuje lub choćby kontaktuje się z nową władzą.
W Ramadi ludność przysięgła zemstę alkaidowcom 5 stycznia, kiedy zamachowiec samobójca zdetonował tam bombę w tłumie ochotników do służby w policji i zabił co najmniej 80 osób, a około 60 ranił.
Aby przepędzić terrorystów, plemieńcy sunniccy zaczęli nawet współpracować z tymczasowym rządem szyickiego premiera Ibrahima Dżafariego.
Osama adż-Dżadaan, przywódca plemienia Karabilów, zamieszkującego tereny wzdłuż granicy z Syrią, powiedział agencji Associated Press, że razem z wojskami irackimi prowadzi ono "Operację Rycerskość Plemienna", aby uszczelnić granice i zapobiec przenikaniu terrorystów z Syrii, Jordanii i Arabii Saudyjskiej.
"Dotychczas oczyściliśmy 75 procent prowincji i zmusiliśmy terrorystów z Al-Kaidy do ucieczki z naszej ziemi" - chwalił się Dżadaan. Dodał, że część dżihadystów schroniła się wśród sunnitów daleko na wschód od Anbaru, przy granicy z Iranem.
Zemstę przysięgły alkaidowcom także inne plemiona sunnickie z Anbaru - Naimów, Dżuburich i Fahdawich. Terroryści zabili bowiem ich przywódców - za to, że uczestniczyli w spotkaniach z oficerami amerykańskimi lub zasiadali w lokalnych władzach Ramadi i innego głównego miasta Anbaru, Faludży.
Do walki z Al-Kaidą plemiona te utworzyły milicję o nazwie "Rewolucjoniści Anbarscy". Jak pisał kilka dni temu dziennik "Washington Post", jej patroni podają, że w ciągu minionych dwóch miesięcy milicja zabiła 20 zagranicznych dżihadystów i 33 ich irackich sympatyków, którzy dawali im broń i pieniądze.
Milicją dowodzi podobno Ahmed Ftaichan, były oficer wywiadu wojskowego w dawnej armii Saddama Husajna. W szeregach "Rewolucjonistów Anbarskich" służą sunnici, których krewni zginęli z ręki alkaidowców.
Również w innych prowincjach zamieszkanych przez sunnitów ludność buntuje się przeciwko przemocy praktykowanej przez Al-Kaidę. W Hawidży, 55 km na południowy zachód od naftowego miasta Kirkuk, zgromadzenie około 300 wodzów plemiennych, duchownych i innych miejscowych działaczy ogłosiło na początku marca, że "wypowiada wojnę" terrorystom.
Starszyzna z Hawidży zagroziła, że "krwawo rozprawi się" z każdym, kto dopuści się "sabotażu, zabójstw, uprowadzeń, napadów na policję i wojsko, ataków na rurociągi naftowe i gazowe, mordowania osobistości religijnych i plemiennych, techników i lekarzy".
Powodem konfliktu między antyrządowo nastawionymi sunnitami w Anbarze czy koło Kirkuku i Al-Kaidą jest rozbieżność celów. Plemiona sunnickie traktują rebelię jako sposób wymuszenia na zdominowanym przez szyitów rządzie Iraku daleko idących ustępstw politycznych wobec arabskiej mniejszości sunnickiej. W zamian są gotowe współistnieć z nową władzą.
Iracka Al-Kaida, dowodzona przez jordańskiego terrorystę Abu Musaba Zarkawiego, nie dopuszcza jednak myśli o jakimkolwiek kompromisie i dąży do ustanowienia w Iraku - i na całym Bliskim Wschodzie - fundamentalistycznego kalifatu sunnickiego. Właśnie dlatego dżihadyści mordują sunnitów, którzy w jakikolwiek sposób współpracują z nowymi władzami. (PAP)
xp/ kan/
9000 int.