Polski ambasador w Bagdadzie Edward Pietrzyk uniknął w środę zamachu, lecz w ataku zginęły co najmniej trzy osoby, w tym funkcjonariusz BOR i dwóch irackich cywilów - poinformowały źródła cytowane przez agencję AFP, według której jest wielu rannych.
57-letni dyplomata odniósł lekkie obrażenia, doznał głównie powierzchownych poparzeń i skaleczeń od odłamków szkła - poinformowali agencję świadkowie zdarzenia. W asyście prywatnej firmy ochroniarskiej ewakuowano go śmigłowcem z miejsca eksplozji w centrum stolicy Iraku.
Według źródeł w irackich służbach bezpieczeństwa do zamachu doszło w dzielnicy Karrada, na skrzyżowaniu niewielkiej uliczki prowadzącej do rezydencji ambasadora z aleją al-Arasat. W ataku użyto trzech ładunków wybuchowych; wszystkie eksplodowały około godziny 10.00 czasu miejscowego (8.00 w Polsce) w odstępie kilku sekund na trasie przejazdu konwoju dyplomatycznego - opisuje AFP.
"Słyszałem głośny odgłos eksplozji, wypadły wszystkie szyby w oknach" - opowiadał dziennikarzowi agencji Ali, którego dom znajduje się tuż obok miejsca ataku. "Padłem na ziemię. Kilka sekund później nastąpiła kolejna eksplozja. A potem jeszcze jedna, po której doszło do strzelaniny" - wyjaśnił.
Zdaniem świadków, na których powołuje się AFP, to członkowie ochrony konwoju otworzyli ogień z broni lekkiej.
Rzeczniczka MSWiA w Warszawie Patrycja Hryniewicz podała, że zostało rannych jeszcze dwóch funkcjonariuszy BOR-u.
Według AFP irackie służby bezpieczeństwa informowały o dwóch zabitych przechodniach i 10 Irakijczykach, którzy odnieśli rany.
Ambasador Pietrzyk nie był mocno poszkodowany i "mógł chodzić", ale bardzo krwawił - opowiadał agencji jeden z irackich policjantów.
"To cud, że nie było więcej zabitych" - skomentował iracki tłumacz żołnierzy amerykańskich, którzy obstawili miejsce zdarzenia.
Dziennikarz AFP jeszcze kilka godzin po ataku widział na ulicy zwęglone wraki wchodzących w skład konwoju opancerzonych samochodów terenowych. W miejscach eksplozji znajdowały się trzy spore kratery.
Również okoliczne domy nosiły ślady wybuchów, a mur, pod którym znalazł się jeden z ładunków, został całkowicie rozbity. Na chodniku walały się łuski od broni maszynowej kalibru 5.56 mm, potwierdzające strzały oddane przez ochronę ambasadora.
Kilku irackich policjantów twierdzi, że jednym z zabitych Irakijczyków był taksówkarz. Gdy próbował wydostać się ze swojego wozu stał się przypadkową ofiarą ostrzału ochroniarzy. Na jego porzuconym na poboczu aucie znaleziono ślady po kulach. W odległości około 20 metrów od samochodu dało się zauważyć ślady krwi.
Wszyscy świadkowie mówili też o interwencji co najmniej dwóch śmigłowców prywatnej firmy ochroniarskiej, która przybyła ewakuować rannych. Jedna z maszyn wylądowała w alei Arasat. Dojazd do tej ulicy zablokowały tymczasem irackie służby bezpieczeństwa i amerykańskie wozy bojowe.
Po tym jak ambasador wszedł na pokład śmigłowca, maszyna natychmiast odleciała w kierunku Zielonej Strefy - ufortyfikowanej dzielnicy po drugiej stronie Tygrysu, gdzie mieszczą się siedziby władz Iraku i ambasady USA i Wielkiej Brytanii. (PAP)
zab/ kar/ mhr/
6114 6029 arch. Int.