Chociaż bomby i rakiety zabiły w czwartek w Bagdadzie prawie 50 osób i raniły przeszło 200, z danych ogłoszonych przez władze wynika, że w sierpniu przemoc w Iraku była wyraźnie mniej krwawa niż w poprzednich miesiącach.
Dr Rijad Abdul Amir z Biura Statystycznego przy Ministerstwie Zdrowia podał, że według stanu ze środy w zamachach bombowych i innych atakach zginęło w sierpniu 973 Irakijczyków, czyli przeszło trzy razy mniej niż w lipcu.
Wśród ofiar było 715 cywilów, 80 irackich żołnierzy, 74 policjantów i 104 "terrorystów". Ta ostatnia kategoria obejmuje zapewne bojówkarzy i rebeliantów, zarówno sunnickich, jak szyickich.
Rebelianci sunniccy walczą z kierowanym przez szyitów rządem; część z nich podkłada bomby na szyickich targowiskach i przy szyickich meczetach, aby w ten sposób doprowadzić do wojny domowej.
Rebelianci liczą, że otwarta wojna między szyitami i sunnitami skłoniłaby USA do wycofania wojsk z Iraku, co utorowałoby drogę do obalenia rządu premiera Nuriego al-Malikiego.
Fanatykom sunnickim udało się sprowokować fanatyków szyickich i od wiosny znaczną część ofiar przemocy stanowią arabscy sunnici zabijani skrytobójczo przez szyickie "szwadrony śmierci".
Najsilniejsze natężenie ataków nastąpiło w lipcu, kiedy zginęło aż 3500 Irakijczyków, więcej niż w jakimkolwiek innym miesiącu od początku wojny w marcu 2003 roku.
Dowódcy wojsk USA przypisują spadek przemocy wielkiej operacji antyterrorystycznej prowadzonej od 7 sierpnia w Bagdadzie i prowincji stołecznej, gdzie zamachów jest najwięcej. Żołnierze amerykańscy i iraccy przeszukują dom po domu najgroźniejsze dzielnice miasta, aby wyłapać bojówkarzy i rebeliantów oraz skonfiskować ich broń.
Nowością Operacji Razem Naprzód jest to, że po przeczesaniu jakiejś dzielnicy wojsko nie opuszcza jej, lecz nadal patroluje ulice, aby zapobiec powrotowi partyzantów i "szwadronów śmierci".
Do udziału w operacji ściągnięto do Bagdadu dodatkowo 8000 żołnierzy amerykańskich i 3000 irackich. Liczebność wojsk USA w Iraku wzrosła w ciągu ostatnich pięciu tygodniach ze 127 tysięcy do 140 tysięcy.
W poniedziałek rzecznik wojsk USA gen. William Caldwell powiedział, że liczba morderstw w Bagdadzie spadła w sierpniu w porównaniu z lipcem o 46 procent i "widać postęp". Jako oznaki poprawy sytuacji wymienił otwarcie wielu zamkniętych poprzednio sklepów oraz pojawienie się na ulicach orszaków weselnych i chłopców na rowerach.
Spadkowi liczby ofiar wśród Irakijczyków nie towarzyszył jednak spadek strat wśród Amerykanów. W sierpniu zginęło co najmniej 62 żołnierzy USA, wobec 43 w lipcu.
Niektórzy urzędnicy amerykańscy w Bagdadzie ostrzegają, że za wcześnie jeszcze mówić, iż osłabienie przemocy jest stałą tendencją.
W ostatnich dniach fala zamachów w stolicy gwałtownie wzrosła i od niedzieli zginęło w tym mieście przeszło 250 osób. W czwartek wieczorem we wschodniej części stolicy seria zapewne skoordynowanych ataków bombowych i rakietowych zabiła w ciągu pół godziny co najmniej 47 osób.
Dyrektor Departamentu Walki z Terroryzmem w irackim MSW gen. Dżihad Liaabi powiedział, że bojówkarze wynajęli jakiś czas temu mieszkania i sklepy w wybranych budynkach, umieścili tam bomby i w czwartek zdetonowali je zdalnie mniej więcej w tym samym czasie.
Celem zamachów i ostrzału rakietowego były osiedla i obiekty kontrolowane przez szyickie organizacje paramilitarne. Sunnici oskarżają ich członków o dokonywanie nocą skrytobójczych mordów w dzielnicach sunnickich. (PAP)
xp/ ap/
0655 1164 7585