Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na

Irlandia: Praca i zarobki głównym tematem przed piątkowym referendum

0
Podziel się:

W pogrążonej w kryzysie gospodarczym Irlandii temat pracy i zarobków stał się
głównym elementem kampanii przed piątkowym referendum w sprawie Traktatu z Lizbony. Zwolennicy
traktatu obiecują nowe miejsca pracy, a przeciwnicy straszą, że unijny traktat doprowadzi do
obniżenia minimalnego wynagrodzenia.

*W pogrążonej w kryzysie gospodarczym Irlandii temat pracy i zarobków stał się głównym elementem kampanii przed piątkowym referendum w sprawie Traktatu z Lizbony. Zwolennicy traktatu obiecują nowe miejsca pracy, a przeciwnicy straszą, że unijny traktat doprowadzi do obniżenia minimalnego wynagrodzenia. *

"Irlandia potrzebuje Europy", "Głosuj na +tak+ za miejscami pracy i ożywieniem gospodarczym" - przekonują plakaty zwolenników traktatu na ulicach Dublina. O głosowanie na +tak+, "bo to kluczowe dla małej irlandzkiej gospodarki" apelował w środę, jeszcze przed rozpoczęciem ciszy wyborczej, premier Brian Cowen. Jest o kogo walczyć, bo niezdecydowani to zgodnie z sondażami prawie 20 proc. irlandzkich wyborców i to ich głosy mogą zaważyć w piątek.

"Jedyne miejsce pracy jakie uratuje Lizbona, to premiera Cowena" - ripostują w plakatowej wojnie przeciwnicy traktatu z eurosceptycznej partii Libertas, a organizacje lewicowe straszą, że po wejściu w życie nowego traktatu, minimalna pensja spadnie z 8,65 do 1,84 euro za godzinę, co chórem zdementowali poważni eksperci.

Inaczej niż 18 miesięcy temu, kiedy Irlandczycy odrzucili w Traktat z Lizbony, w tegorocznej kampanii dominują zwolennicy traktatu, angażując znacznie więcej środków, energii i czasu, co widać choćby po liczbie plakatów. Chluby irlandzkiego biznesu Intel i Ryanair zainwestowały w kampanię na +tak+ około 1 mln euro.

"W przypadku odrzucenia traktatu, negatywny odbiór Irlandii na arenie międzynarodowej zaszkodziłby irlandzkiemu biznesowi" - tłumaczy PAP Heidi Lougheed z konfederacji irlandzkiego biznesu IBEC.

Nawet autor chwytliwego rok temu sloganu, "Jeśli nie rozumiesz, to głosuje na +nie+", popularny komentator sportowy Eamon Dunphy publicznie zadeklarował, że zmienił zdanie i w tym roku zagłosuje na +tak+. "Czasy się zmieniły. Zagłosuję na +tak+, bo potrzebujemy Europy" - powiedział w telewizji.

Tematyka kampanii przed referendum nie dziwi, biorąc pod uwagę, że "celtycki tygrys" jak określało się jeszcze rok temu Irlandię, został głęboko dotknięty kryzysem finansowym i gospodarczym. Bezrobocie trzykrotnie wzrosło w tym roku w porównaniu z 2007 rokiem, osiągając 15 proc. Bez pomocy UE i przede wszystkim Europejskiego Banku Centralnego, który zasilił irlandzkie banki sumą 120 mld euro, Irlandia by sobie nie poradziła.

Ta argumentacja nie trafia jednak do wszystkich, a zwłaszcza zwolenników ruchów lewicowych. "Chcą nam wprowadzić nowy neoliberalizm. To żałosne. Najpierw nie uszanowali +nie+ Francuzów, ani Holendrów, a teraz naszego. To żałosne." - mówi PAP 21-letnia Vanesa. Przeciw Traktatowi z Lizbony, tak jak i w ubiegłym roku, zagłosuje też 50-letni Laurence. "Traktat z Lizbony nie chroni wystarczająco praw pracowniczych" - argumentuje.

Zdaniem irlandzkiego politologa Hugo Brady'ego w czasach recesji nastroje społeczne są chwiejne i argumentacja kryzysowa może zadziałać na korzyść obu obozów. Nie wykluczone, że hasło: "Głosuj na +tak+, by pobudzić gospodarkę" okaże się niewystarczające. Zwłaszcza że biznesmen Declan Ganley, którego pieniądze i talenty medialne przyczyniły się do porażki referendum w 2008 roku, niespodziewanie wrócił do kampanii. "W ostatniej chwili może udać mu się zwabić wątpiących zwolenników z powrotem do obozu przeciwników" - uważa Brady.

Inga Czerny (PAP)

icz/ ap/

praca
wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)