Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Katastrofa "Iskry" z 1998 r. - sprawa gen. Mieczysława W. uchylona

1
Podziel się:

Izba Wojskowa Sądu Najwyższego uchyliła w
czwartek wyrok uniewinniający b. zastępcę dowódcy wojsk
lotniczych gen. rez. Mieczysława W. w sprawie katastrofy samolotu
"Iskra" w Dzień Niepodległości w 1998 r., gdy zginęło dwóch pilotów.

Izba Wojskowa Sądu Najwyższego uchyliła w czwartek wyrok uniewinniający b. zastępcę dowódcy wojsk lotniczych gen. rez. Mieczysława W. w sprawie katastrofy samolotu "Iskra" w Dzień Niepodległości w 1998 r., gdy zginęło dwóch pilotów.

Do uchylenia wystarczyła jedna rozprawa, przeprowadzona 14 lutego 2007 r. pod przewodnictwem sędziego, który nie miał jeszcze nominacji na sędziego okręgowego.

Tym samym proces gen. W. będzie się toczył przed Wojskowym Sądem Okręgowym po raz trzeci, bo już wcześniej Izba Wojskowa SN nakazała powtórzenie sprawy w tym wątku, utrzymując zarazem wyroki uznające winę oficerów z bazy lotniczej w Mińsku Maz., skąd startowały samoloty do parady powietrznej nad stolicą 11 listopada 1998 r.

Izba Wojskowa SN masowo uchyla wyroki w sprawach, w których w I instancji orzekali sędziowie wojskowych sądów garnizonowych, w niewłaściwy sposób delegowani do wojskowych sądów okręgowych. Podstawą jest to, że delegacje do orzekania podpisywał im szef departamentu kadr MON, a nie minister lub wiceminister obrony. Delegacji dokonuje się w porozumieniu z ministrem sprawiedliwości.

SN w pełnym składzie w listopadzie zeszłego roku dopuścił podpisywanie delegacji sędziom przez wiceministrów sprawiedliwości, ale konsekwencją tego orzeczenia jest fakt, że uchylane muszą być te wyroki, które wydawali sędziowie delegowani przez szefa departamentu kadr MON - a to on za czasów ministra obrony Radosława Sikorskiego podpisywał wszystkie delegacje sędziów wojskowych.

Powtórzony proces gen. W. prowadził sędzia mjr Marcin Wiącek, który tylko w czasie jednej merytorycznej rozprawy - 14 lutego 2007 r. był sędzią delegowanym, a już na kolejnych miał nominację na sędziego okręgowego. Jednak dla prokuratury wojskowej sam fakt, że na tej jednej rozprawie sędzia rozstrzygał wnioski stron wystarczył, by doszukać się w postępowaniu tzw. bezwzględnej przesłanki odwoławczej i podnieść ten zarzut w apelacji, rozstrzygniętej w czwartek przez SN.

"Sąd Najwyższy nie miał tu właściwie pola manewru" - stwierdził w uzasadnieniu wyroku uchylającego sprawę do I instancji sędzia Edward Matwijów. Wyraził przy tym nadzieję, że Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie nie będzie potrzebował wiele czasu, by naprawić błąd, bo musi powtórzyć czynności z lutowej rozprawy, zaś pozostałe dowody z procesu może uznać za ujawnione bez ich odczytywania stronom.

Generał W. nie krył rozżalenia tą sytuacją. "W listopadzie tego roku minie 10 lat od tej tragedii. To jest skandal" - mówił PAP.

"Iskra", lecąca z Mińska Maz. na dodatkowy zwiad pogody przed defiladą innych maszyn nad pl. Piłsudskiego w Warszawie, rozbiła się po locie w bardzo trudnych warunkach. Zginęli mjr Tomasz Pajórek i mjr Mariusz Oliwa. Pogoda była mglista, ale wydano rozkaz, by inne samoloty przeleciały nad miastem i to na niedopuszczalnym pułapie 150 metrów. Nad stolicą przeleciały wtedy dwa samoloty Su-22; dwa Migi-29 zawróciły, gdyż piloci uznali dalszy lot za zagrożenie życia.

Prokuratura oskarżyła gen. W. (który z trybuny honorowej wydawał decyzje o lotach, a wcześniej je przygotował), dowódcę zgrupowania lotniczego w Mińsku Maz. płk. Jakuba M. oraz kierownika lotów z Mińska mjr. Jacka Sz. Zarzucono im nieumyślne spowodowanie katastrofy przez umyślne przekroczenie uprawnień i niedopełnienie obowiązków, a także spowodowanie groźby katastrofy maszyn, które leciały nad stolicą. Oskarżonym, którzy odpowiadali z wolnej stopy, groziło do 10 lat więzienia.

Po trwającym ponad cztery lata procesie, WSO skazał w 2004 r. gen. W. na rok więzienia w zawieszeniu na 2 lata i 7 tys. zł grzywny, a płk. M. na pół roku więzienia w zawieszeniu na 2 lata i 3 tys. zł grzywny. Sprawę mjr. Sz. umorzono. Decyzja o wysłaniu "Iskry" na dodatkowe rozpoznanie pogody była błędna, bezcelowa i szkodliwa - uznał sąd. Za błędne uznał też decyzje W. o wylocie dwóch par samolotów do Warszawy już po tym, jak z radarów zniknęła "Iskra". Sąd przypomniał, że jednoznacznych przyczyn katastrofy nie ustalono.

Wyrok wobec gen. W. uchylił potem Sąd Najwyższy, a jego sprawę zwrócił do WSO. Ponowny proces W. zaczął się w 2005 r. Skończył się w lipcu zeszłego roku uniewinnieniem.

Generał, tak jak na pierwszym procesie, nie przyznał się do winy. Mówił, że to nie on, ale ówczesny dowódca wojsk lotniczych gen. Kazimierz Dziok, który tego dnia był na trybunie honorowej, wydał rozkaz wylotu samolotów na defiladę po wypadku "Iskry". Według W., to również Dziok miał dodać cztery "Iskry" do składu grupy samolotów, która tego dnia miała przelecieć nad Warszawą.

"Gdyby tych samolotów szkolnych nie było w składzie grupy, a pozostałyby tylko bojowe Su-22 i Migi-29, nie trzeba byłoby wysyłać Iskry na zwiad meteorologiczny przed defiladą lotniczą" - mówił W. Podtrzymał, że w jego ocenie przyczyną katastrofy były błędne wskazania sztucznego horyzontu w Iskrze, który pokazywał lot poziomy, a de facto maszyna schodziła w dół.

Obrońcy W. przytaczali taką scenę z trybuny honorowej: gdy gen. W. powiedział Dziokowi, że warunki nie pozwalają na przelot nad miastem, ten spytał: "Pałac Kultury widać?". W. odparł: "Widać". "To lecimy, a ty nie wpieprzaj się w dowodzenie" - miał się wtedy zwrócić Dziok do gen. W.

Prokuratura wojskowa początkowo objęła śledztwem także Dzioka, jednak umorzyła postępowanie w jego sprawie uznając, że działanie Dzioka było "znikomo szkodliwe społecznie". Prokuratura uznała, że nie można mówić, by Dziok naruszył obowiązki lub nie dopełnił ich, przekazując dowodzenie tego dnia gen. W.

Komisja MON stwierdziła, że przyczyną tragedii była utrata orientacji przez załogę, która nie włączyła instalacji odlodzeniowej czujnika przyrządów pokładowych. (PAP)

wkt/ wkr/ jra/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(1)
Quentin
3 lata temu
"Komisja MON stwierdziła, że przyczyną tragedii była utrata orientacji przez załogę, która nie włączyła instalacji odlodzeniowej czujnika przyrządów pokładowych." Długo musiano myśleć nad tym zdaniem. Ale dzięki takiemu sformułowaniu nie ma winnych katastrofy.