150 tys. zł zadośćuczynienia domaga się od gminy Katowice, w imieniu córki, matka upośledzonej umysłowo dziewczynki, molestowanej w szkole przez nauczyciela WF. Miasto żąda oddalenia powództwa, bo nie uważa się za właściwego adresata roszczenia.
21-letnia dziś Monika M. była molestowana przez siedem lat. Podobny los spotkał kilkoro innych uczniów katowickiego zespołu szkół specjalnych. Nauczyciel, który dopuścił się tych czynów, został skazany i odbywa właśnie wyrok.
Powódka domaga się pieniędzy od gminy, ponieważ to ona jest organem założycielskim szkoły i była pracodawcą nauczyciela, który dopuszczając się molestowania, był wobec prawa funkcjonariuszem publicznym.
"Ta szkoła jest parterowym budynkiem. Jak to możliwe, że przez siedem lat nauczyciel wykorzystuje dzieci i nikt nic nie widział i nie wiedział - to dla mnie niewiarygodne. Przypuszczam, że wiedzieli rodzice; sami mówili, że przychodzili po dzieci i nie mogli ich odebrać, bo nauczyciel był z nimi zamknięty na sali gimnastycznej. Ktoś musiał coś wiedzieć, ale nic z tym nie robił" - powiedziała we wtorek dziennikarzom matka poszkodowanej.
"Stoimy na stanowisku, że roszczenia należy kierować przede wszystkim pod adresem winowajcy. Miasto nie jest również odpowiedzialne za nadzór pedagogiczny - zgodnie z ustawą o systemie oświaty leży to w gestii kuratorium" - odpowiada rzecznik Urzędu Miasta Waldemar Bojarun.
Podczas wtorkowej rozprawy przed Sądem Okręgowym w Katowicach przesłuchano biegłą psycholog, której opinia miała pomóc sądowi w ocenie rozmiaru krzywdy doznanej przez Monikę. Biegła oceniła, że dziewczynka, która osiągnęła intelektualny rozwój na poziomie trzy- lub czteroletniego dziecka, nie doznała krzywdy psychicznej, ponieważ prawdopodobnie została uwiedziona przez nauczyciela.
Biegła nie miała natomiast wątpliwości, że molestowanie spowodowało szkody w jej rozwoju społecznym - zachowanie nauczyciela nauczyło Monikę pewnych norm, które w niesprzyjających okolicznościach mogą spowodować, że znów ktoś może ją wykorzystać. "Wyleczenie jej z tego za pomocą terapii nie jest możliwe" - podkreśliła biegła Alicja Herion.
Matka dziewczynki z oburzeniem przyjęła jednak wypowiedź biegłej, że dziecko nie odczuło krzywdy psychicznej. Kobieta jest odmiennego zdania. Obawia się też, że w rezultacie sąd może określić niższą wysokość zadośćuczynienia, jest ona bowiem uzależniona od rozmiaru krzywdy - im większa krzywda, tym większe zadośćuczynienie.
"Czy moje dziecko ma być traktowane gorzej, bo jest chore? Czy jeśli ktoś upośledzony, to można z nim wszystko zrobić?" - mówiła matka przed salą sądową.
Rzecznik katowickiego sądu Krzysztof Zawała podkreślił, że wniosek o opinię biegłego składała sama powódka, a ponadto opinia jest próbą znalezienia odpowiedzi na te pytania, na które w zwykłej sytuacji odpowiedziałby sam pokrzywdzony.
"Sąd musi ustalić, jakiego rodzaju krzywda została wyrządzona i jaka wysokość odszkodowania będzie adekwatna. Musi najpierw ustalić i brać pod uwagę - co nie znaczy uwzględniać - wszystkie okoliczności; wszystko, co może mieć znaczenie dla sprawy" - podkreślił.
Termin kolejnej rozprawy - 17 kwietnia.(PAP)
lun/ itm/ gma/