Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Katowicki Holding Węglowy: żaden ranny nie czekał na pomoc lub transport

0
Podziel się:

#
Dochodzą m.in. wypowiedzi przedstawicieli pogotowia i wicewojewody z konf. prasowej
#

# Dochodzą m.in. wypowiedzi przedstawicieli pogotowia i wicewojewody z konf. prasowej #

22.09. Katowice (PAP) - Katowicki Holding Węglowy (KHW), do którego należy kopalnia "Wujek-Śląsk", zapewnia, że przy akcji ratowniczej w kopalni nie doszło do sytuacji, w której ranni górnicy czekaliby na pomoc lub transport z powodu zbyt późnego wezwania karetek pogotowia.

"Nie było żadnej chwili, w której pacjenci czekaliby na pomoc lekarza lub na transport do szpitala" - powiedział we wtorek PAP rzecznik KHW Ryszard Fedorowski.

Na dowód tego przytoczył dokładne czasy przybywania lekarzy i karetek oraz informowania o wypadku kolejnych służb kryzysowych i ratowniczych.

Fedorowski przypomniał, że do wypadku doszło w piątek o godz. 10.11. Jak powiedział o 10.30, gdy wszyscy poszkodowani byli jeszcze pod ziemią, a skala tragedii nie była jeszcze dokładnie znana, na powierzchni była już w gotowości kopalniana karetka z lekarzem.

"O 10.36 do punktu medycznego przybył drugi lekarz, a minutę później - kolejny. Oznacza to, że w czasie, gdy poszkodowani byli jeszcze transportowani na powierzchnię, czekała tam na nich karetka i trzech lekarzy" - powiedział rzecznik.

O 10.50 - według relacji Fedorowskiego - o wypadku powiadomiony został wojewódzki sztab kryzysowy, który uruchomił dalsze procedury, w tym wzywanie na miejsce kolejnych karetek. Pierwsi poszkodowani wyjechali na powierzchnię o 10.55 i byli na bieżąco opatrywani przez trzech lekarzy.

Jak powiedział rzecznik, równolegle do wyjazdu pierwszych górników, o 10.55, do kopalni dotarła pierwsza karetka z Rudy Śląskiej, a od 11.00 zaczęły przyjeżdżać kolejne z Chorzowa, Bytomia, Zabrza i Katowic. Według Fedorowskiego, opatrywanie i transport rannych odbywał się na bieżąco i nie było tu opóźnień, które mogłyby pogarszać stan poszkodowanych. Na miejsce przybyły też śmigłowce lotniczego pogotowia. Powiadomiono też Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich.

Akcję służb medycznych w kopalni "Wujek-Śląsk" podsumowano podczas wtorkowej konferencji prasowej w Śląskim Urzędzie Wojewódzkim w Katowicach. Jak podano, dyspozytor pogotowia ratunkowego w Rudzie Śląskiej dostał powiadomienie o wypadku o godzinie 10.53. Kopalnia początkowo podawała, że są potrzebne dwie karetki.

Akcja służb medycznych na miejscu rozpoczęła się o godz. 11.02. Pięć-sześć minut później przygotowano miejsce do lądowania śmigłowca. O godz. 11.10 koordynator zgłosił, że liczba poszkodowanych może sięgnąć 40 osób. Na miejsce wysłano kolejne śmigłowce LPR.

"W sumie mieliśmy do dyspozycji pięć śmigłowców, w akcji użyto cztery. Ponadto w akcji wzięły udział 23 karetki. Pracownicy pogotowia byli na miejscu do godz. 3 nad ranem następnego dnia" - powiedział wicewojewoda śląski Adam Matusiewicz.

"Uruchomiony został dodatkowy punkt medyczny, który udzielał pomocy rodzinom. Zgromadziło się dużo ludzi, dochodziło do omdleń, różnych stanów depresji i pomoc medyczna była niezbędna" - wyjaśnił dyrektor Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach Artur Borowicz.

Koordynator akcji dr Michał Świerszcz relacjonował, że kiedy o 11.02 dotarł do kopalni, w punkcie opatrunkowym było już kilkunastu poszkodowanych, trzeba było wybrać tych w najpoważniejszym stanie, aby w pierwszej kolejności przetransportować ich do szpitala.

"Byli na miejscu. Nie wiemy kiedy zostali wywiezieni - czy było to minutę wcześniej, pięć czy 20 sekund. W każdym razie, kiedy wkroczyliśmy do akcji byli już poszkodowani w punkcie opatrunkowym () Nie znam sytuacji, jaka była wcześniej, to pytanie do dyrekcji kopalni" - zaznaczył. Według oceny dr. Świerszcza, wszyscy oczekujący ranni byli w stanie ciężkim i bardzo ciężkim.

Kiedy okazało się, że poszkodowanych jest tak wielu, a pod ziemią są kolejni, wezwano śmigłowce i karetki - w sumie 18 zespołów ratownictwa medycznego. Wszyscy poszkodowani mieli oparzenia, zdarzały się też urazy mechaniczne. Pracownicy pogotowia konsultując to ze szpitalami, przewozili ich do poszczególnych placówek.

"Karetek wystarczyło, były na miejscu o czasie i nie było tak, że ranny górnik czekał na karetkę" - zaznaczył Borowicz.

Kiedy okazało się, że w siemianowickie Centrum Leczenia Oparzeń nie jest w stanie przyjąć więcej rannych, rozmieszczano ich w innych ośrodkach. Jeden górnik trafił co szpitala w Łęcznej. "Ośrodek w Łęcznej jest ośrodkiem o bardzo dobrej renomie () Była to najlepsza decyzja jaka mogła być wtedy podjęta" - podkreślił dr Świerszcz.

"Wszyscy poszkodowani, którzy zostali wywiezieni żywi, dotarli żywi do szpitala" - dodał koordynator akcji. Przedstawiciele WPR mówią stanowczo, że wszyscy poszkodowani trafili do właściwych placówek. "Wszystkie te decyzje były prawidłowe" - uważa Borowicz.

Wicewojewoda Adam Matusiewicz powiedział, że dociekanie przyczyn katastrofy, leczenie górników i rehabilitacja potrwa jeszcze wiele miesięcy, będzie okazja do podsumowań. Można już natomiast podsumować pierwszą akcję z zakresu ratownictwa medycznego. Dziękował pracownikom pogotowia i ratownikom górniczym. Symbolicznym wyrazem wdzięczności dla nich była przekazana przez wicewojewodę doktorowi Świerszczowi wiązanka kwiatów.

O tym, że karetki pogotowia zostały wezwane na pomoc dopiero 40 minut po wypadku w kopalni "Wujek-Śląsk" poinformował w poniedziałek program TVN "Uwaga". Jego dziennikarze jako pierwsi podali, że pogotowie wezwanie odnotowało dopiero o 10.53, a dr Świerszcz, dotarł do kopalni wraz z ekipą ratunkową o godzinie 11.02. Koordynator akcji zaznaczył jednak, że nie potrafi jednoznacznie ocenić, czy upływ czasu od momentu wypadku do wezwania pogotowia, wpłynął na akcję ratunkową.

Na wyjaśnienia dotyczące domniemanych opóźnień w wezwaniu karetek do kopalni czeka premier Donald Tusk. "Z całą pewnością pierwsza rzecz - tu wyjaśnienia będę oczekiwał w najbliższym możliwym terminie - to kwestia wezwania z tym czterdziestominutowym, chyba mogę powiedzieć, opóźnieniem karetek. To jest sytuacja, która domaga się natychmiastowego wyjaśnienia" - oświadczył we wtorek szef rządu w TVN24.

Jak mówiła krótko po katastrofie minister zdrowia Ewa Kopacz, pierwsze zespoły ratownicze przybyły na miejsce wypadku 9 minut po zgłoszeniu, a śmigłowce wyruszyły po 3 minutach od wezwania.

W wyniku zapalenia i wybuchu metanu w kopalni "Wujek-Śląsk" zginęło 14 górników, a 40 zostało rannych. Stan części z nich jest ciężki. Dwaj opuścili już szpital.(PAP)

mab/ kon/ pz/ jbr/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)