Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Kolejni prokuratorzy przed komisją śledczą ds. Olewnika

0
Podziel się:

Prokurator Ewa Wierzchowska zeznała w piątek przed komisją śledczą, że
kilka razy zwracała się z prośbą o przeniesienie postępowania, ponieważ podlegli jej prokuratorzy w
Sierpcu nie mieli doświadczenia w tego typu sprawach. Zeznająca po niej prokurator Alina Janczarska
z warszawskiej prokuratury apelacyjnej przyznała, że sprawa jest "porażką policji i prokuratury, bo
zawsze jest, gdy ginie człowiek".

Prokurator Ewa Wierzchowska zeznała w piątek przed komisją śledczą, że kilka razy zwracała się z prośbą o przeniesienie postępowania, ponieważ podlegli jej prokuratorzy w Sierpcu nie mieli doświadczenia w tego typu sprawach. Zeznająca po niej prokurator Alina Janczarska z warszawskiej prokuratury apelacyjnej przyznała, że sprawa jest "porażką policji i prokuratury, bo zawsze jest, gdy ginie człowiek".

Sejmowa komisja śledcza do zbadania działań policji i prokuratury ws. porwania Krzysztofa Olewnika przez kilka godzin przesłuchiwała w piątek dwóch kolejnych prokuratorów związanych ze sprawą - Ewę Wierzchowską i Alinę Janczarską. Na następne posiedzenie komisja wezwie policjantów.

Pierwsza przez blisko dwie i pół godziny na pytania odpowiadała prok. Ewa Wierzchowska - szefowa Prokuratury Rejonowej w Sierpcu prowadzącej postępowanie zaraz po porwaniu Krzysztofa Olewnika.

Prokurator, dziś już w stanie spoczynku, zeznała, że kilkakrotnie - co najmniej trzy razy - zwracała się o przeniesienie sprawy do innej jednostki. Jak wyjaśniała, robiła to jedynie w formie ustnej, bo przekazano jej, że nie ma możliwości zrealizowania jej wniosków.

Argumentowała, że powodem jej zabiegów był fakt, iż żaden prokurator w Sierpcu nie zetknął się z tego typu sprawą, nie wiedział, jak postępować. Wskazywała, że standardowe sprawy, jakimi się zajmowali, dotyczyły zwykle wypadków, spraw o alimenty, kradzieży, napadów oraz włamań. Jak mówiła, śledczy w Sierpcu nie posiadali też odpowiednich środków technicznych.

"Odnosiłam wrażenie, że zostawiono nas samych sobie" - oceniła. "Nie otrzymywaliśmy żadnych wskazówek ani sugestii" - dodała. Pytanie o to, co wynikało z wieloszczeblowego nadzoru, prokurator skwitowała krótkim - "nic"

Wierzchowska nie pamiętała, jakie wersje wydarzeń były przyjęte w śledztwie. "Na początku było błądzenie" - powiedziała.

Prokurator zasłaniała się niepamięcią, odpowiadając na większość pytań. Nie pamiętała, jak weryfikowano hipotezę o samouprowadzeniu Olewnika, czy sprawdzano powiązania jego firmy z innymi podmiotami ani czy były analizy bilingów rozmów telefonicznych. Nie była też w stanie powiedzieć, jakich powołano biegłych, ani ile spraw szacunkowo toczyło się wówczas w prokuraturze.

Zapytana, czy nie ma sobie nic do zarzucenia w związku z postępowaniem ws. Olewnika, Wierzchowska powiedziała: "nie odpowiem na to pytanie".

Jako druga przed komisją stawiła się prok. Alina Janczarska, wtedy z warszawskiej prokuratury okręgowej.

Jej blisko czterogodzinne przesłuchanie sprowadzało się głównie do wysłuchania przez komisję jej wywodów dotyczących kwestii proceduralnych i formalnych. Na wiele pytań posłowie usłyszeli "nie pamiętam". "Jest fizycznie niemożliwe pamiętanie wszystkich szczegółów" - podkreślała.

Pytana o częste zmiany prokuratorów prowadzących sprawę, Janczarska powiedziała, że rotacja prokuratorów wydziałów śledczych rzeczywiście była duża, na co ona nie miała wpływu.

Prokurator wyraziła przekonanie, że niemożliwe byłoby stworzenie specjalnej grupy śledczych do sprawy Olewnika. Jak podkreśliła, miałoby to sens, gdyby zwolniono ich z prowadzenia innych spraw, co było niemożliwe, bo prokuratorzy prowadzili po kilka jednocześnie.

Zdaniem Janczarskiej, praca prokuratorska wyglądałaby lepiej, gdyby sprawę wcześniej przejęły inne formacje policyjne. "Prokurator oczywiście nie jest marionetką, ale ważne jest, z kim współpracuje" - podkreśliła.

"Sprawa jest porażką policji i prokuratury, zawsze nią jest, kiedy ktoś ginie" - oceniła.

Janczarska wyraziła przekonanie, że sprawa uprowadzenia i zabójstwa Krzysztofa Olewnika była w zainteresowaniu prokuratury apelacyjnej i krajowej. "Nie pamiętam, jak często pytano o przebieg; było telefoniczne zainteresowanie. Nie pamiętam personalnie kto, myślę, że prokuratorzy posiadający ją w nadzorze" - powiedziała.

Pytana o okoliczności przekazania okupu, prokurator podała, że "doszły do niej informacje, że rodzina nie chciała w dostateczny sposób współpracować z policją, co sprawiało, że trudno było przeprowadzić akcję". Jak dodała, "policja miała jakiś plan, na który ktoś z członków rodziny nie chciał wyrazić zgody".

Krzysztofa Olewnika porwano w 2001 r. Sprawcy więzili go przez wiele miesięcy, potem postanowili zabić. Już po tym jak został zamordowany, jego rodzina - upewniana przez bandytów, że Krzysztof żyje - zapłaciła 300 tys. euro okupu za jego uwolnienie. Rodzina ma największe pretensje do władz o to, że na początkowym etapie sprawy prowadzono ją niefrasobliwie, zajmowano się pobocznymi wątkami i forsowano wersję o tym, że Olewnik - mając problemy w biznesie i życiu osobistym - sfingował swoje porwanie. (PAP)

ktl/ bk/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)