Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Komisja ds. Olewnika - dwoje prokuratorów, dwa typy nadzoru

0
Podziel się:

Widzieliśmy dziś nadzór prokuratorski z prawdziwego zdarzenia i bierność w
nadzorze - tak wiceszef sejmowej komisji śledczej ds. Krzysztofa Olewnika Zbigniew Wassermann (PiS)
podsumował środowe przesłuchania Danuty Bator i Macieja Florkiewicza z Prokuratury Krajowej, którzy
prowadzili nadzór nad śledztwem w sprawie porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika.

Widzieliśmy dziś nadzór prokuratorski z prawdziwego zdarzenia i bierność w nadzorze - tak wiceszef sejmowej komisji śledczej ds. Krzysztofa Olewnika Zbigniew Wassermann (PiS) podsumował środowe przesłuchania Danuty Bator i Macieja Florkiewicza z Prokuratury Krajowej, którzy prowadzili nadzór nad śledztwem w sprawie porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika.

Według prokurator Bator, która nadzorowała śledztwo od 2001 do 2004 r., gdy zetknęła się z nim po raz pierwszy, zauważyła, że kiedy sprawa była prowadzona przez prokuratora w Sierpcu, działał on nieudolnie, aż wreszcie śledztwo "zamarło". "Problemem był brak jasnej koncepcji prowadzenia postępowania" - oceniła. Ta ocena skutkowała przeniesieniem sprawy do Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Bator zaprzeczyła pytana, czy miała zastrzeżenia do prowadzenia działań operacyjnych przez policję. "Prawidłowa praca operacyjna kończy się sporządzaniem notatek i załączaniu ich do akt śledztwa. W aktach odpowiednie notatki były i nie miałam informacji, że można podejrzewać o coś policję" - tłumaczyła.

Jej zdaniem dopiero po kilku miesiącach zaczęły wychodzić na jaw wiadomości pozwalające przypuszczać, że policja nie działała właściwie i że prowadzący śledztwo prokurator faktycznie nie nadzorował ich pracy. "Właściwy nadzór nad śledztwem prowadziła Prokuratura Apelacyjna w Warszawie. Ja akta kontrolowałam okresowo. Po jednej z kontroli sporządziłam notatkę, że sprawa ma +wyjątkowo skomplikowany charakter+" - zeznała przed komisją.

Prok. Bator awansowała w Prokuraturze Krajowej - została wicedyrektorem Biura Postępowania Sądowego.

Nadzór nad sprawą w biurze ds. przestępczości zorganizowanej przejął po niej prok. Maciej Florkiewicz - delegowany z Prokuratury Apelacyjnej w Lublinie. Jak zeznał w środę przed komisją, preferował on "ofensywną metodę prowadzenia nadzoru, przez co miał wiele kłopotów". Śledztwo ws. porwania Olewnika prowadził już wtedy prok. Radosław Wasilewski z Warszawy. Jego zdaniem, Wasilewski przez kilka miesięcy musiał porządkować akta sprawy przejęte po poprzednikach. "W końcu uporządkował - a w sferze dowodów rzeczowych był wielki nieporządek" - ocenił Florkiewicz.

Jego zdaniem przełom w sprawie nastąpił m.in. dzięki temu, że on sam - w ramach nadzoru - bardzo często przychodził do Wasilewskiego i wręcz przepytywał go ze znajomości akt sprawy, ciągle pytał, czy jest już "materiał na zarzuty", dopytywał o los poszczególnych wątków. Podkreślił, że Wasilewski bardzo dobrze prowadził śledztwo. "To wtedy nastąpiła zmiana w podejściu do sprawy i wersja, że Krzysztof Olewnik sfingował porwanie, przestała być dominująca" - dodał prokurator. Zastrzegł, że w tamtym okresie pojawiały się informacje, że Krzysztof żyje.

Florkiewicz uważał, że nie było potrzeby przenoszenia śledztwa do prokuratury w Olsztynie (co nastąpiło w 2006 r. na polecenie Prokuratora Krajowego Janusza Kaczmarka - PAP). Ostatecznie jednak - jak dodał - nie stało się źle, bo do Olsztyna trafił też z Prokuratury Krajowej doświadczony śledczy prok. Zbigniew Kozłowski, który razem z nim wspierał prace prok. Wasilewskiego w Warszawie. "Miałem komfort, że w Olsztynie prok. Kozłowski dopilnuje tego śledztwa" - zeznał Florkiewicz.

"W aktach sprawy gołym okiem było widać błędy i zaniedbania, szczególnie z początkowej fazy śledztwa. Nigdy się nie dowiemy, czy nie udałoby się tej sprawy rozwikłać szybko, gdyby na początku wszystko porządnie zrobiono - oględziny miejsca porwania, zabezpieczenie dowodów..." - uznał Florkiewicz. Jego zdaniem, ta sprawa pokazuje, że prokuratorów trzeba lepiej szkolić w praktycznych zajęciach.

"Czy to były błędy i zaniedbania czy celowe działania?" - pytał Florkiewicza Wassermann. "Tego nie potrafię ocenić, ale chciałbym wiedzieć, kto i dlaczego informował operacyjnie, że Krzysztof Olewnik żyje i był widziany w różnych miejscach w kraju i za granicą" - odparł świadek. Podkreślił zarazem, że wskazówki od rodziny Olewników okazały się dla prokuratorów cenne i niekiedy pokrywały się z jego własnymi wskazówkami dla prok. Wasilewskiego.

Florkiewicz zauważył też, że "nieszczęściem tej sprawy" było uczestniczenie w niej firmy detektywistycznej Krzysztofa Rutkowskiego, która - zamiast policji - prowadziła podsłuch z aparatów telefonicznych Olewników. "Jak to może być?" - pytał Florkiewicz. Także zeznający po nim b. komendant wojewódzki mazowieckiej policji Zdzisław Marcinkowski przyznał, że detektyw Rutkowski utrudniał prace policji. Były komendant bronił działań policyjnych. Zapewniał, że ściganiem sprawców porwania Olewnika zajmował się najlepszy funkcjonariusz - Remigiusz M. (ma dziś zarzuty nieprawidłowości w tej sprawie), działający pod nadzorem wicekomendanta Macieja Książkiewicza (dziś nieżyjącego).

"To, że porywacze przez dłuższy czas nie chcieli odebrać okupu za uwolnienie Krzysztofa Olewnika to bardzo duży znak zapytania. Może bali się ryzyka związanego z odebraniem tych pieniędzy, może bali się, że zostaną złapani" - ocenił Florkiewicz. "Ale oni czuli się bezkarni" - odparł Wassermann. "Być może mieli jakieś wiadomości ze śledztwa" - przyznał przesłuchiwany prokurator.

Florkiewicz nie pracuje już w Prokuraturze Krajowej. W połowie 2007 r. został odwołany z biura ds. przestępczości zorganizowanej i przeniesiony do biura ds. postępowań przygotowawczych. W końcu wrócił do Lublina. (PAP)

wkt/ malk/ mow/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)