Winston Tubman, przywódca jednej z partii opozycyjnych i czołowy kandydat do stanowiska prezydenta Liberii w drugiej turze wyborów, zaapelował o ich zbojkotowanie - pooinformowały lokalne media.Tubman twierdzi, że podczas pierwszej tury dopuszczono się nadużyć i fałszerstw wyborczych.
Tubman wezwał w sobotę swych zwolenników do wiecu protestacyjnego, jednak wzięło w nim udział tylko 500 osób. Nie było też żadnych incydentów.
Druga tura wyborów ma odbyć się 8 listopada. W pierwszej Johnson-Sirleaf, niedawna laureatka pokojowej nagrody Nobla, zdobyła 43,9 proc. głosów i zapewniła sobie poparcie Prince'a Johnsona, który zajął trzecie miejsce uzyskując 11,6 proc. głosów.
Tubman, były dyplomata ONZ, zdobył 32,7 proc. poparcia. W okresie przed drugą rundą glosowania dążył do reorganizacji i zmiany składu komisji wyborczej.
Prezydent kraju Ellen Johnson-Sirleaf, która ubiega się o reelekcję, wystąpiła w sobotę z przemówieniem do narodu, w którym zarzuciła rywalowi próbę zastraszenia Liberyjczyków.
"Nie poddajcie się zastraszaniu. Nie pozwólcie aby jakikolwiek polityk traktował nasz kraj jak zakładnika" - powiedziała pani prezydent.
Dodała, że Tubman domaga się bojkotu głosowania z obawy przed przegraną.
Obserwatorzy obawiają się, że apel Tubmana może doprowadzić do wznowienia aktów przemocy. W latach 1983 i 2003 w Liberii doszło do dwóch wojen domowych, które pochłonęły ok. 250 tys. ofiar śmiertelnych i doprowadziły do ruiny gospodarkę kraju.
Sytuacja w Liberii obserwowana jest z niepokojem przez USA i ONZ, które zaapelowały o zachowanie spokoju. Rzeczniczka Departamentu Stanu USA Victoria Nuland oświadczyła, że zarzuty Tubmana "nie są usprawiedliwione". (PAP)
jm/
10137287 10137294 10137809