Protestujący przed kancelarią premiera w Warszawie pracownicy służby zdrowia twierdzą, że liczba biorących udział w tym proteście wkrótce wzrośnie. Kancelarię pikietuje w środę obecnie ok. 200 pracowników służby zdrowia, jest też kilkunastu górników.
Do Warszawy jadą trzy autokary lekarzy i pielęgniarek z Małopolski oraz jeden z Zabrza - powiedziała PAP Grażyna Gaj z zarządu krajowego komitetu protestacyjno-strajkowego Ogólnopolskiego Związku Pielęgniarek i Położnych.
Zaapelowała też do posłów i senatorów, którzy mogliby wejść do kancelarii premiera, by dostarczyli żywność i leki dla czterech pielęgniarek, które od wtorku przebywają w tym budynku.
"Apeluję do któregoś z posłów lub senatorów, którzy mogliby wejść do budynku, aby tu przyjechał i przekazał naszym koleżankom, które są w budynku, jedzenie i leki" - powiedziała.
Gaj podkreśliła, że pielęgniarki od rana próbują dowiedzieć się, co dzieje się z ich koleżankami w kancelarii premiera, ale pomimo próśb, nie mają takiej możliwości. Według niej, jedna z osób, które są w kancelarii jest chora na cukrzycę.
Wiceminister zdrowia Bolesław Piecha przypomniał w środę popołudniu w TVN24, że pielęgniarki otrzymały we wtorek od premiera zaproszenie na rozmowy, jednak go nie przyjęły. Na stwierdzenie Krystyny Ciemniak z zarządu krajowego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych, że "jeżeli premier zaprasza na rozmowy, to powinny być one prowadzone w kancelarii", a nie w Centrum Dialogu Społecznego, Piecha odparł, że była to decyzja premiera.
Ciemniak zapewniła, że protestujące pielęgniarki nie są manipulowane przez żadnych polityków. Jednak wiceminister Piecha stwierdził, że w dzisiejszych czasach upolitycznia się każdy protest.(PAP)
pro/ bpi/ dom/ wkr/