Historyczną rekonstrukcję wejścia ZOMO do siedziby zarządu regionalnego Solidarności 13 grudnia 1981 r. oraz pacyfikacji ulicznych demonstracji zorganizowano we wtorek w Lublinie w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego.
Inscenizację wydarzeń ze stanu wojennego odegrali lubelscy studenci, junacy OHP i uczniowie. Najpierw grupa przebrana w mundury ZOMO, z pałkami i plastykowymi tarczami w rękach, odegrała wdarcie się do siedziby zarządu regionu NSZZ Solidarność przy ul. Królewskiej w dniu ogłoszenia stanu wojennego. Przebrani "zomowcy" wyprowadzali ludzi zatrzymanych w biurze związku i inscenizowali tzw. ścieżki zdrowia bijąc ich pałkami.
Później młodzież zainscenizowała manifestację przeciwko władzom stanu wojennego, która miała przejść z ul. Królewskiej przez centrum miasta na Plac Litewski, trasą przemarszów protestacyjnych w latach 80. Uczestnicy demonstracji nieśli flagi narodowe i transparenty z napisami: "WRON zdrajca narodu", "Uwolnić politycznych", "Dość czerwonego terroru". Wznosili okrzyki takie jak protestujący w stanie wojennym: "Orła wrona nie pokona", "Znajdzie się pała na generała", a do "zomowców" krzyczeli: "Gestapo" i "Nie bij brata za pieniądze".
"Zomowcy" kilkakrotnie inscenizowali próby zatrzymania i rozproszenia manifestacji. Odgrywano pałowanie demonstrantów, przepychanki, zatrzymywanie. Na Placu Litewskim realia stanu wojennego przypominały zapalone koksowniki i patrole młodzieży w mundurach. Umieszczono tam duży baner z napisami: "Stan wojenny pamiętamy", "Zima wasza wiosna nasza" i znaczkiem Solidarności. Rozdawano ulotki IPN przypominające, czym był stan wojenny w 1981 r.
Wieloletni działacz Solidarności, Mieczysław Szczygieł, który obserwował inscenizacje, powiedział PAP, że pamięta swoje uczucie przygnębienia i złości na wiadomość o ogłoszeniu stanu wojennego. "Ja miałem wtedy dziwne myśli. Pochodzę z Zamojszczyzny, tam były wsie partyzanckie, tam broń była poukrywana. I nie wiedziałem, czy trzeba jechać tam i przywieźć to, czy jeszcze nie czas" - wspominał.
"Wszystko, co najważniejsze, wtedy działo się w zamkniętych zakładach. Nie wiem, co by się zdarzyło, gdyby więcej takich ludzi jak ja wyszło na ulice" - dodał Szczygieł.
Student historii z KUL, Łukasz Niebielski, który wcielił się w rolę dowódcy oddziału ZOMO, powiedział, że inscenizacja miała na celu przypomnienie stanu wojennego. "Trzeba, żeby ludzie, zwłaszcza młodzi, o tym pamiętali, żeby mieli pojęcie o naszej historii, bo bez znajomości historii nie ma narodowej tożsamości" - zaznaczył Niebielski.
"Źle się czuję w mundurze ZOMO, niektórzy starsi ludzie krzywo na nas patrzą, ale my chcemy pokazać młodym, co wtedy naprawdę się działo" - wyjaśnił.
Starsi mieszkańcy Lublina mówili, że inscenizacja przypomina realia stanu wojennego. "Dobrze, że młodzi zobaczą, jak to wtedy wyglądało, bo trudno to opisać słowami, choć dziś to zabawa, a wtedy nie było do śmiechu" - powiedziała kobieta, która obserwowała sceny na Placu Litewskim.
Byli też obserwatorzy, którzy wyrażali się krytycznie. "Lepsze byłyby przemówienia, inscenizacja nie odzwierciedli rzeczywistości" - powiedziała inna kobieta.
Wieczorem w archikatedrze lubelskiej odprawiona zostanie msza św. w intencji ofiar stanu wojennego, po niej zostaną złożone kwiaty pod tablicą ku czci ks. Jerzego Popiełuszki. (PAP)
kop/ hes/