Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

"Marsz Niepodległości" w stolicy: zamieszki i starcia z policją

0
Podziel się:

Liczący kilkanaście tysięcy osób "Marsz Niepodległości" przeszedł w piątek
ulicami stolicy. Część jego uczestników kilkakrotnie starła się z policją. Są ranni, straty
materialne i ponad 150 zatrzymanych.

Liczący kilkanaście tysięcy osób "Marsz Niepodległości" przeszedł w piątek ulicami stolicy. Część jego uczestników kilkakrotnie starła się z policją. Są ranni, straty materialne i ponad 150 zatrzymanych.

Marsz, organizowany przez Młodzież Wszechpolską i Obóz Narodowo-Radykalny, rozpoczął się na Placu Konstytucji około godz. 15. Już wtedy, na wysokości ul. Koszykowej, doszło do przepychanek uczestników marszu z kordonem policji oddzielającym ich od uczestników wiecu organizacji lewicowych, które chciały zablokować przemarsz. Policja użyła armatek wodnych i pałek oraz gazu łzawiącego. W stronę policji poleciały kamienie.

Nie doszło do konfrontacji uczestników marszu z lewicową kontrdemonstracją. Policja rozdzieliła kordonami obie grupy.

Niektórzy uczestnicy marszu byli zamaskowani, wielu miało emblematy klubów piłkarskich, a także krzyże celtyckie i symbole organizacji Falanga. Inną część tego samego marszu stanowiły rodziny z dziećmi niosące biało-czerwone flag; były i pojedyncze flagi Słowacji, Chorwacji, Serbii. Na nielicznych transparentach były nazwy organizacji: ONR, Młodzież Wszechpolska, Obóz Wielkiej Polski, Solidarni 2010.

Gdy na pl. Konstytucji zaczęły wybuchać petardy, rzucane w stronę kordonu policjantów w pełnym rynsztunku, policja wezwała uczestników marszu do zachowania zgodnego z prawem; o spokój apelował też prezes Młodzieży Wszechpolskiej Robert Winnicki. Ponieważ sytuacja się nie uspokoiła, po godz. 15.00 policja ogłosiła, że od tej chwili zgromadzenie jest nielegalne.

W wyniku starć do szpitali trafiło 21 ich uczestników, rannych zostało także 12 policjantów. Życiu poszkodowanych nie zagraża niebezpieczeństwo - poinformowało stołeczne pogotowie.

"Przez moment była taka sytuacja, że zwróciliśmy się z prośbą do organizatora marszu niepodległości, by rozwiązał swoje zgromadzenie ze względu na sytuację, jaką mieliśmy na placu Konstytucji, kiedy policja została zaatakowana przez młodych ludzi kamieniami i butelkami" - powiedziała Ewa Gawor z biura bezpieczeństwa stołecznego ratusza.

Jak dodała, organizatorzy poprosili wtedy policję o chwilę zwłoki, a marsz - nadal jako legalna manifestacja - ruszył ulicami Warszawy w stronę pomnika Romana Dmowskiego na Placu na Rozdrożu - punktu docelowego. Manifestacja ruszyła z pl. Konstytucji ulicą Waryńskiego, w kierunku południowym. Przeszli ulicami Goworka, Spacerową, Belwederską, Al. Ujazdowskimi na Pl. Na Rozdrożu. Przemarsz przebiegał spokojnie, nie licząc wybuchających co pewien czas rac i petard. Pod pomnikiem Dmowskiego czekało kilkaset osób z flagami.

Podczas marszu wznoszono okrzyki np.: "Precz z Brukselą", "Bóg, Honor, Ojczyna", "Kłamstwa Michnika wyrzuć do śmietnika!", "Bohaterom cześć i chwała!", "Roman Dmowski wyzwoliciel Polski". Śpiewano przyśpiewki: "Biało-czerwone to barwy niezwyciężone!". Kilka transparentów głosiło: "Stop dyskryminacji Polaków na Litwie".

Po godzinie 17.00, gdy uczestnicy marszu zebrali się na Placu na Rozdrożu, przedmiotem agresji kilkuset zamaskowanych uczestników manifestacji stały się samochody mediów obsługujących wydarzenie. Najpierw grupka zamaskowanych szalikami i kominiarkami młodych ludzi zniszczyła samochód TVN Meteo, skacząc po jego dachu i przebijając opony. Kilkakrotnie próbowano przewrócić stojący obok wóz transmisyjny TVN24 kołysząc nim na boki. Ostatecznie, przy wtórze znanego ze stadionu warszawskiej Legii skandowania haseł obraźliwych dla spółki ITI, samochód został podpalony. Uszkodzono też samochody Polsatu i Polskiego Radia.

Policja poinformowała o rozwiązaniu zgromadzenia i wezwała uczestników do rozejścia się oraz odstąpienia od łamania prawa. Organizatorzy początkowo utrzymywali, że nic o tym nie wiedzą, prosili uczestników marszu o zachowanie spokoju, w końcu jednak ogłosili, że rozwiązują manifestację.

Część uczestników "Marszu Niepodległości" posłuchała wezwania, inni - kilkaset osób - kamieniami i petardami zaatakowali funkcjonariuszy, którzy użyli armatek wodnych i pałek. Pojawili się też policjanci na koniach. Policja podała, że w związku z zamieszkami zatrzymano około 150 osób; spodziewane są kolejne zatrzymania.

Ok. godz. 18 policja opanowała sytuację na pl. Na Rozdrożu. W pobliżu pomnika Dmowskiego zostało jeszcze kilkaset osób, ale zachowywały się spokojnie, obok sprzedawano kiełbaski i gorącą herbatę.

O sytuacji w Warszawie i działaniach policji na bieżąco informowany był premier Donald Tusk - poinformował rzecznik rządu Paweł Graś. "Na pewno będzie zalecenie pana premiera, żeby karać zatrzymanych z całą bezwzględnością, bez względu na przynależność czy sympatie polityczne, czy narodowość. Wszyscy, którzy dopuszczali się dziś łamania prawa, muszą liczyć się z tym, że zostaną surowo ukarani" - powiedział Graś w TVN24. Na plus działań policji zapisał on, że nie dopuszczono, aby przeciwstawne demonstracje się spotkały.

Rozmowę ze współpracownikami o ewentualności potrzeby zmian w prawie dotyczącym bezpieczeństwa zgromadzeń publicznych zapowiedział też prezydent Bronisław Komorowski. Spotkanie ma odbyć się jeszcze w piątkowy wieczór.

Jak powiedział minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski, o piątkowych wydarzeniach rozmawiał już z prokuratorem generalnym i szefem MSWiA. "Warszawscy sędziowie na specjalnych dyżurach czekają już na pierwszych chuliganów" - napisał na twitterze.

Szef Młodzieży Wszechpolskiej Robert Winnicki oświadczył, że zamieszki na ulicach Warszawy to efekt prowokacji osób, które chciały oczernić marsz. Jak zaznaczył, "nie czuje się odpowiedzialny za prowokacje, które nie dotyczyły kolumny marszowej".

Wojciech Tumidalski (PAP)

wkt/ mja/ ral/ gdy/ malk/ jra/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)