Marszałek woj. pomorskiego wystosował do gubernatora obwodu leningradzkiego apel ws. działaczy Greenpeace zatrzymanych po akcji protestacyjnej na Morzu Barentsa, a od wtorku przebywających w Petersburgu. Wśród działaczy jest jeden Polak - mieszkaniec Pomorza.
Jak poinformowało w środę biuro prasowe Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego, marszałek Mieczysław Struk wysłał list do gubernatora obwodu leningradzkiego Aleksandra Drozdenki.
Struk zaznaczył w piśmie, że "z dużym niepokojem przyjął fakt aresztowania i postawienia zarzutu chuligaństwa Tomaszowi Dziemianczukowi, Pomorzaninowi, mieszkańcowi Gdańska, jednemu z aktywistów Greenpeace".
Marszałek napisał też, że ma świadomość, iż "zachowanie aktywistów było niezgodne z obowiązującym w Rosji prawem", dodał, że uważa przy tym, iż "konsekwencje, które mogą ponieść członkowie Greenpeace, są nieproporcjonalnie wysokie w stosunku do ich winy".
"Jako gospodarz województwa pomorskiego, którego mieszkańcem jest Tomasz Dziemianczuk, za pana pośrednictwem apeluję do rosyjskiego wymiaru sprawiedliwości o jak najszybsze podjęcie stosownych, korzystnych dla zatrzymanego Polaka i pozostałych osób, decyzji" - napisał Struk.
Marszałek przypomniał także, że Dziemianczuk został zatrzymany za pokojowy protest przeciwko wydobyciu ropy naftowej w Arktyce. "Obecność Greenpeace na Morzu Peczorskim miała zwrócić uwagę międzynarodowej opinii publicznej na możliwość sprowadzenia ogromnego zagrożenia katastrofą ekologiczną na chronione obszary przybrzeżne rosyjskiej Arktyki" - napisał Struk.
Dodał, że działacze organizacja Greenpeace niejednokrotnie angażowali się w sprawy dotyczące ochrony środowiska naturalnego "ryzykując swoim bezpieczeństwem, zdrowiem, świadomie narażając się na ewentualne sankcje prawne". "Moim zdaniem, wszyscy jesteśmy im winni wdzięczność" - napisał Struk.
18 września działacze Greenpeace'u z pokładu pływającego pod banderą Holandii statku "Arctic Sunrise" usiłowali dostać się na należącą do koncernu paliwowego Gazprom platformę wiertniczą Prirazłomnaja, aby zaprotestować przeciwko wydobywaniu ropy naftowej w Arktyce. Interweniowała straż przybrzeżna Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB)
, która zatrzymała statek i odholowała do Murmańska.
Zatrzymano 30 ekologów z 18 krajów, wśród nich Dziemianczuka - pracownika Akademickiego Centrum Kultury Uniwersytetu Gdańskiego. Wszystkim postawiono zarzut "piractwa", który później zmieniono na "chuligaństwo". Za "piractwo" w Rosji grozi do 15 lat łagru, a za "chuligaństwo" - do 7 lat. Aresztowani byli przetrzymywani w Murmańsku oraz mieście Apatyty. We wtorek przetransportowano ich do Petersburga.
Aktywiści Greenpeace'u odrzucają oskarżenia o piractwo i stworzenie zagrożenia dla bezpieczeństwa pracowników platformy wiertniczej. Podkreślają, że ich protest był akcją pokojową, a "Arctic Sunrise" nie naruszył 500-metrowej strefy bezpieczeństwa wokół platformy. Odrzucają także zarzut chuligaństwa, argumentując, że w żaden sposób nie naruszyli porządku publicznego.
Po zatrzymaniu działaczy o ich uwolnienie apelował cały świat - liczne autorytety, gwiazdy oraz organizacje pozarządowe. List do prezydenta Władimira Putina wysłało jedenastu laureatów Pokojowej Nagrody Nobla, do których dołączył później także Lech Wałęsa. Z apelem do władz Rosji w obronie działaczy Greenpeace wystąpił również prezydent Gdańska Paweł Adamowicz. (PAP)
aks/ mok/