Były minister spraw wewnętrznych Andrzej Milczanowski uważa, że nie ma podstaw, by mówić, iż zespół płk. Jana Lesiaka w Urzędzie Ochrony Państwa działał w celu kompromitacji prawicy.
W poniedziałek rano w Radio Zet Milczanowski, odpowiadając na pytanie Moniki Olejnik - dlaczego pod jego rządami w MSW doszło do działań służących kompromitowaniu tego środowiska - powiedział: "Nie wiem, na jakiej podstawie pani twierdzi, że ta grupa działała usiłując skompromitować prawicę. Ja nie znam takich faktów".
Za "zupełnie bezpodstawne" uznał Milczanowski oskarżenia Jarosława Kaczyńskiego - wobec siebie oraz ówczesnego szefa Urzędu Rady Ministrów Jana Rokity i b. premier Hanny Suchockiej - o inspirowanie działań przeciw prawicy.
W ocenie Milczanowskiego działania Lesiaka były uprawnione, nie wiązały się z inwigilacją prawicy, tylko wynikały z pracy grupy Lesiaka przy rozpracowywaniu innych spraw. "Tam, gdzie było podejrzenie naruszenia prawa i podejrzenie popełnienia przestępstwa, tam działania Urzędu Ochrony Państwa były uprawnione i odbywały się zgodnie z procedurami" - mówił.
Przypomniał, że grupa Lesiaka zajmowała się najważniejszymi aferami, przede wszystkim Art B i FOZZ, ale też innymi sprawami. "W sprawach prowadzonych operacyjnie lub na etapie śledztw przewijali się politycy różnych partii. W takich okolicznościach działania UOP wobec nich były - w mojej ocenie - w pełni uzasadnione" - powiedział Milczanowski.
Odnosząc się do ujawnionych materiałów dotyczących działania zespołu Lesiaka powiedział, że jako szef MSW wiedział tylko o tych notatkach, na których znajduje się jego podpis. "Te notatki, na których nie ma mojego podpisu, nie były mi znane, ani nie były mi okazane" - dodał.
"Grupa pułkownika Lesiaka wykonywała cały szereg działań operacyjnych, m.in. w sprawie Art B i wielu wątkach afery FOZZ. Trudno im odmówić zasług, bo np. w sprawie Art B całą robotę operacyjną zrobili oni" - powiedział.
"Jeśli były podsłuchy, to wszystko odbywało się zgodnie z procedurami. Jeśli one były" - zaznaczył.
Pytany o zainteresowanie UOP sprawą tzw. moskiewskiej pożyczki, Milczanowski odparł: "proszę mi pokazać taki kontrwywiad na świecie, który aktywnie nie zainteresuje się sytuacją i osobami, mając informacje, że prominentni politycy otrzymują duże kwoty pieniędzy od obcego mocarstwa". "Nie sądzę, żeby na świecie był taki kontrwywiad" - dodał.
W pierwszej połowie lat 90. Urząd Ochrony Państwa posługiwał się swymi agentami wobec polityków opozycji w celu ich skłócenia oraz dezinformowania - wynika jednoznacznie z odtajnionych przez ABW akt z szafy płk. SB i UOP Jana Lesiaka, do których dostęp uzyskała PAP w Sądzie Okręgowym w Warszawie.
Według notatek zespołu Lesiaka, przeprowadzono "czynności operacyjne, mające na celu dezintegrację prawicowych, radykalnych ugrupowań". Były to m.in. "kombinacja operacyjna" z udziałem agenta "E" oraz "kontrolowany przepływ informacji" między politykami opozycyjnymi a UOP. W wytycznych zespołu do działań wobec J. Kaczyńskiego znalazły się m.in. takie kwestie jak "życie intymne" i "czy J.K. jest bogaty".
Premier Jarosław Kaczyński ma nadzieję, że wszystkie akta z "szafy Lesiaka" będą jawne, bo obrazują niepraworządne działania służb z pierwszej połowy lat 90.
Za odpowiedzialny za tę sytuację Kaczyński uznał rząd Hanny Suchockiej". W jego ocenie b. premier Suchocka odpowiada w sensie ogólnym, natomiast odpowiedzialność Milczanowskiego, ówczesnego szefa UOP Jerzego Koniecznego czy Jana Rokity ocenia ostrzej, bo uznaje, że doskonale orientowali się w tych działaniach.(PAP)
ago/ pz/ gma/