Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na

Na Majdanie coraz więcej Polaków; przyjechali zaopatrzeni w kaski

0
Podziel się:

Na Majdanie Niepodległości w Kijowie widać coraz więcej Polaków. W większości
przypadków scenariusz jest ten sam - zaopatrują się w kaski, przyjeżdżają do ukraińskiej stolicy i
zaczynają się martwić, że będą musieli wrócić.

Na Majdanie Niepodległości w Kijowie widać coraz więcej Polaków. W większości przypadków scenariusz jest ten sam - zaopatrują się w kaski, przyjeżdżają do ukraińskiej stolicy i zaczynają się martwić, że będą musieli wrócić.

Gdy dzwoni ktoś z rodziny, Natalia Steć musi kłamać. Mówi, że właśnie jest w drodze na kurs hiszpańskiego. Prawda jest inna. Kupiła kask i maskę gazową i jest w Kijowie. Wtajemniczona jest tylko najbliższa rodzina. Tata był nawet za tym, by jechała. Nic dziwnego, w końcu sam wstąpił na Majdanie do samoobrony, chodził z kijem i maską na twarzy i spał w namiocie. Do czasu gdy dostał zapalenia płuc i musiał wrócić do Polski.

"Jesteśmy bardzo bojową rodziną. Mama się tylko boi, jak to kobieta" - uśmiecha się.

Ojciec Natalii uważa się za kozaka. Należy do organizacji "Czarni zaporożcy". Natalia określa się jako polska Ukrainka. Uczy w szkole w Olsztynie, jest też dziennikarką "Gazety Olsztyńskiej." Martwi się, że gdy tylko skończą się ferie, będzie musiała wrócić do pracy w szkole. "Dzieci są wyrozumiałe i pozwoliłyby mi dłużej zostać w Kijowie. Trudniej jest uzyskać zgodę dyrekcji" - tłumaczy. "No, chyba, że wezmę bezpłatny urlop" - zastanawia się.

W ukraińskiej stolicy pracowała jako wolontariuszka polskiej fundacji Otwarty Dialog, która postawiła na Majdanie polski namiot. Wolontariusze rozdają foldery z informacjami o Unii Europejskiej, piszą raporty na temat wydarzeń Kijowie. Chodzą też jako obserwatorzy na rozprawy sądowe uczestników protestów.

W Kijowie Natalię zaskoczyło to, że nie jest tak niebezpiecznie, jak wygląda to w mediach. "Jechałam tu jak na wojnę. Na szczęście ani razu nie musiałam używać kasku i maski przeciwgazowej" - śmieje się.

Paweł Witek pieczołowicie rozprostowuje na krześle polską flagę, która ubrudziła się sadzą na barykadzie. "Ja mogę być brudny, ale flaga - w żadnym razie" - podkreśla. W Kijowie się z nią nie rozstaje. Od mijanych na ulicy Ukraińców często słyszy: "Jeszcze Polska nie zginęła." Sam nauczył się popularnego tu zawołania: "Chwała Ukrainie" - krzyczy do manifestantów na ulicy. "Sława bohaterom!" - odkrzykują Ukraińcy.

Do ukraińskiej stolicy chciał przyjechać od dwóch miesięcy, odkąd trwają tam protesty. "Brakowało pieniędzy na paliwo, by tu dojechać. W końcu się zawziąłem i stwierdziłem, że nie popuszczę" - mówi.

Przez kilka lat pracował jako doradca kredytowy w banku, a teraz planuje przenieść się do Norwegii. Z Polski przywiózł pożyczony od kolegi kask budowlany, ale zaznacza, że jego celem nie jest walka.

"Przyjechałem ich pokojowo wspierać, okazywać solidarność. Mogę roznosić kanapki, jedzenie, robić zdjęcia. To ich rewolucja. Chciałbym oddzielić pomoc od interwencjonizmu" - tłumaczy.

W 2012 roku Paweł spędził na Ukrainie miesiąc, przemierzając prawie 7 tys. kilometrów. Spał u ludzi zrzeszonych w ruchu couchsurfing (polegającym na udostępnianiu turystom z zagranicy miejsca noclegowego w mieszkaniu).

Tym razem, gdy przez internet wysłał klika zapytań o nocleg w Kijowie i dodał, że większość czasu będzie spędzał na barykadach, reakcja Ukraińców była wyjątkowo szybka. "Normalnie najpierw się wysyła telefon. A oni wysyłali od razu adres i pisali: przyjeżdżaj" - opowiada.

Włodzimierz Iwanczenko grafik nocnych wart na barykadach musi dostosować do planu wykładów na kijowskim uniwersytecie ekonomicznym. Jest wykładowcą. 11 grudnia, w trakcie szturmu oddziałów milicji na Majdan, został lekko poturbowany.

Dzięki niemu nad Majdanem niemal codziennie powiewa polska flaga, którą nosi na kilkumetrowym drzewcu. Dodatkowo na szyi ma szalik w biało-czerwonych barwach, a na czapce naklejkę w barwach ukraińskiej flagi.

Podkreśla, że Ukraińcy na flagę Polski reagują bardzo pozytywnie. "Nawet z ukraińskimi nacjonalistami jest zupełne porozumienie" - podkreśla.

Uczestniczył też w pomarańczowej rewolucji w 2004 r. Ocenia, że społeczeństwo obywatelskie było wtedy na Ukrainie w powijakach, a odniesione zwycięstwo zostało zmarnowane. "Mam nadzieję, że teraz doprowadzimy do końca to, co nie ziściło się dziewięć lat temu" - dodaje.

Z Kijowa Grzegorz Łakomski (PAP)

gł/ awl/ ro/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)