Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Napieralski: tak po ludzku jest mi przykro

0
Podziel się:

#
dochodzą komentarze innych polityków lewicy
#

# dochodzą komentarze innych polityków lewicy #

15.06. Warszawa (PAP) - Szef SLD, kandydat tej partii na prezydenta Grzegorz Napieralski powiedział we wtorek, że tak po ludzku jest mu przykro, że b. lewicowy premier Włodzimierz Cimoszewicz zdecydował się poprzeć kandydata PO, marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego.

"Tak po ludzku jest mi po prostu przykro" - powiedział Napieralski dziennikarzom w Warszawie.

"Dzisiaj Bronisław Komorowski ma jeden głos więcej, zdobył go w Senacie. Ja wierzę głęboko, jestem o tym przekonany, że dzisiaj zdobyłem kilka tysięcy głosów więcej. Dzisiaj o 5.30 byłem w Krakowie pod Hutą Sendzimira, rozmawiałem tam z pracownikami tej huty. Wierzę głęboko, że przekonałem ich do siebie" - zaznaczył Napieralski.

Jak dodał, prowadzi "bardzo aktywną kampanię wśród ludzi". "Chcę z nimi rozmawiać, chcę ich przekonywać. Coraz więcej Polaków mi ufa, chce oddać na mnie głos. Jestem dzisiaj jedynym lewicowym kandydatem, który może być alternatywą dla dwóch prawicowych kandydatów. Chcę zakończyć IV RP. Chciałbym, żeby Polska była nowoczesna, otwarta, tolerancyjna, z naciskiem na edukację, a nie na CBA, z naciskiem na nowe technologie, a nie IPN, z naciskiem na dialog i rozmowę. Wierzę głęboko, że to mi się uda" - mówił szef Sojuszu.

Zwrócił się też do swych potencjalnych wyborców. "Zastanówcie się, bo warto oddać na mnie głos" - apelował Napieralski.

Politycy SLD, z którymi rozmawiała we wtorek PAP, nie kryli rozczarowania decyzją Cimoszewicza. Dziwiła ich również łatwość, z jaką - jak mówili - b. premier zapomniał już o tzw. sprawie Anny Jaruckiej.

Latem 2005 roku, podczas kampanii wyborczej, Jarucka - była już wówczas asystentka społeczna Cimoszewicza - oświadczyła przed sejmową komisją śledczą ds. PKN Orlen, że b. premier, jako szef MSZ, miał ją w kwietniu 2002 r. upoważnić do zamiany swego oświadczenia majątkowego za 2001 r. i usunięcia z jego pierwotnego oświadczenia informacji o posiadanych przezeń akcjach PKN Orlen. Po tej sprawie Cimoszewicz zdecydował wycofać się z wyścigu prezydenckiego. Jak mówił wówczas, "zmasowana akcja czarnej propagandy skierowana przeciwko mnie przyniosła zamierzony skutek".

Udział w sprawie niektórzy politycy i dziennikarze zarzucali Konstantemu Miodowiczowi z PO, członkowi komisji śledczej (w latach 90. szefowi kontrwywiadu UOP), do którego zgłosiła się Jarucka. To on w sierpniu 2005 r. zgłosił ją komisji na świadka i upublicznił upoważnienie, które dała komisji. Z Miodowiczem skontaktował zaś Jarucką jego kolega, mec. Wojciech Brochwicz (b. wiceszef kontrwywiadu UOP), którego z kolei kobiecie polecił jej lekarz.

Pod koniec maja Sąd Okręgowy w Warszawie skazał Jarucką na półtora roku więzienia w zawieszeniu za sfałszowanie i posłużenie się dokumentem, w którym Cimoszewicz miał ją rzekomo upoważnić ją do zamiany swego oświadczenia majątkowego. Sąd uznał, że kobieta działała z wyrachowaniem, manipulowała opinią publiczną i naraziła na szwank dobre imię b. premiera i szefa MSZ.

Szef sztabu Napieralskiego Marek Wikiński mówił we wtorek dziennikarzom, że nie jest zaskoczony deklaracją Cimoszewicza. "Spotkałem się osobiście z Włodzimierzem Cimoszewiczem, który uprzedził mnie, że w sytuacji, kiedy Bronisławowi Komorowskiemu nie będzie się udawała kampania wyborcza, kiedy zrówna się w sondażach z Jarosławem Kaczyńskim, udzieli mu wsparcia" - mówił Wikiński.

Według niego jednak Cimoszewicz "bardzo krytycznie" wypowiadał się o kompetencjach Bronisława Komorowskiego na urząd prezydenta. "Jest to zagranie taktyczne - Włodzimierz Cimoszewicz nie pamięta tego, że przed pięciu laty pani Anna Jarucka wraz z przyjaciółmi z PO zniszczyła karierę pana premiera Cimoszewicza. Ale to już decyzja wolnego człowieka, w wolnym kraju" - zaznaczył Wikiński.

Polityk nie martwi się jednak o wynik wyborczy lidera swej partii. "Wyraźnie widać, że ta pępowina Grzegorza Napieralskiego została przecięta. Dzisiaj Grzegorz Napieralski pracuje na własny wynik, na wynik całej polskiej centrolewicy, prowadząc kampanię fabryczno-uliczną zyskuje więcej poparcia niż Bronisław Komorowski prowadząc kampanię gabinetową, w gabinetach władzy, gdzie dzisiaj zdobył jeden głos, a Grzegorz Napieralski zdobył ich dzisiaj pod Hutą im. Sendzimira kilkaset" - podkreślił Wikiński.

Zaskoczenia deklaracją Cimoszewicza nie krył poseł Lewicy Tadeusz Iwiński. "W dużej mierze jestem zaskoczony, bo taka deklaracja mogłaby być zgłoszona po I turze. "Czy ktoś sobie mógłby wyobrazić na przykład w Szwecji, w Norwegii czy Finlandii, żeby socjaldemokraci poparli polityka sympatycznego, jakim jest Bronisław Komorowski, ale z prawicy? Otóż nikt nie mógłby sobie tego wyobrazić" - uważa Iwiński.

W jego opinii, Cimoszewicz popierając marszałka Sejmu popełnił błąd. "Ja go znam, lubię, bardzo go wspierałem, ostatnio, kiedy ubiegał się o funkcję sekretarza generalnego Rady Europy. Czymś innym jest wspieranie kogoś przed drugą turą, a czym innym jest teraz. Uważam więc, że on osobiście bardzo dużo na tym straci" - ocenił poseł w rozmowie z PAP.

"Trudno być panną młodą na każdym weselu i nieboszczykiem na każdym pogrzebie. Włodzimierz Cimoszewicz zapomniał, że jest kwestia weryfikacji. Program Bronisława Komorowskiego nie ma nic wspólnego z lewicą" - dodał Iwiński.

Przypomniał, że w 1990 roku Cimoszewicz jako kandydat ówczesnej SdRP był w podobnym wieku i miał podobne poparcie jak teraz Napieralski. "Wydaje się - i to jest przykre - że Włodzimierz Cimoszewicz ma krótką pamięć, bo zapomniał o tym, kto pięć lat temu zablokował jego udaną kampanię, że to byli ludzie związani z PO i nigdy nie powiedzieli +przepraszam+" - dodał Iwiński.

Innego zdania jest były lider SLD, a dziś szef sejmowego koła Socjaldemokracji Polskiej, Marek Borowski. "To jest bardzo ważna deklaracja, po części trochę spodziewana. Jest to też pewien sygnał dla tych, którzy wahają się w tym względzie, a zaliczają się do elektoratu lewicowego czy centrolewicowego" - podkreślił Borowski w rozmowie z PAP.

On sam - jak przyznał - również zastanawia się nad tym, czy nie zagłosować w niedzielę na Komorowskiego. "Odnotowuję bardzo istotne, ważne deklaracje z jego strony, które wychodzą naprzeciw ludziom lewicy. Mówię tutaj na przykład o jego opiniach, deklaracjach dotyczących służby zdrowia, gdzie jasno stwierdził, że podstawą powinna być służba zdrowia bezpłatna, finansowana ze środków publicznych. Mówił też o edukacji, gdzie bardzo jasno i krótko stwierdził, że również i tu trzeba rozwijać publiczną, bezpłatną edukację na wszystkich szczeblach. Również jeśli chodzi o kwestię in vitro, to opowiedział się już w sposób bardziej zdecydowany za tą procedurą" - podkreślił Borowski.

"Obserwuję tu więc pewną ewolucję poglądów, czy może pewne takie przekonywanie się do roli prezydenta, który ma stać ponad partiami politycznymi i ma uwzględniać różne punkty widzenia i to jest cenne" - dodał polityk SdPl.

Jak powiedział, na początku kampanii najbliżej było mu do Andrzeja Olechowskiego, jednak teraz - jak podkreślił - kiedy "z jednej strony Komorowski staje się bardziej +ekumeniczny+, a z drugiej jeśli powstanie szansa na to, żeby już w I turze wybrać marszałka Sejmu", to wówczas być może zdecyduje się oddać swój głos właśnie na niego.

Cimoszewicz, tłumacząc we wtorek swoją decyzję o poparciu Komorowskiego, podkreślił, że w jego przekonaniu wybory prezydenckie nie powinny być plebiscytem partyjnym. Powiedział również, że będzie głosował na Komorowskiego m.in. dlatego, że kandydatowi PO "nieobce są zasady i idee porozumienia, poszukiwania kompromisu". (PAP)

mkr/ par/ gma/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)