Przebieg wyborów prezydenckich w Niemczech był policzkiem i ostrzeżeniem dla rządu Angeli Merkel, bo potrzebne były aż trzy tury głosowania, by przeforsować kandydata koalicji Christiana Wulffa - ocenili w środę eksperci, z którymi rozmawiała PAP.
Chociaż chadecko-liberalny obóz rządzący dysponował teoretycznie absolutną większością w Zgromadzeniu Federalnym (644 głosy na 1244 członków), to w dwóch pierwszych rundach głosowania Wulff nie uzyskał koniecznej do wyboru bezwzględnej większości. Udało się to niespodziewanie dopiero w trzecim podejściu, ale wtedy do wyboru wystarczyła już zwykła większość.
"Trzy podejścia do wyboru prezydenta to porażka Angeli Merkel jako szefowej partii CDU. Nie potrafiła ona od początku zapewnić spójności w swojej partii CDU oraz w koalicji" - powiedział PAP politolog z Wolnego Uniwersytetu w Berlinie Richard Stoess.
"Możliwe, że w najbliższych tygodniach rozpęta się gorąca dyskusja polityczna w łonie CDU i CSU" - dodał.
W ocenie Stoessa to, że niektórzy delegaci z obozu rządzącego odmówili w środę poparcia dla kandydata koalicji, jest po części zasługą jego rywala, kandydata opozycyjnych SPD i Zielonych Joachima Gaucka, który nie jest związany z żadną partią polityczną i cieszy się autorytetem w opinii publicznej.
"Gdyby opozycja wystawiła innego kandydata, wywodzącego się bezpośrednio z SPD, to być może wszystko rozstrzygnęłoby się już w pierwszym podejściu na korzyść Christiana Wulffa" - ocenił Stoess.
"Z drugiej strony wśród delegatów obozu rządzącego znaleźli się tacy, którzy, głosując wbrew swoim partiom, zademonstrowali niezadowolenie z rządu oraz dokonań i wizerunku chadecko-liberalnej koalicji" - ocenił.
Jego zdaniem Merkel powinna popracować nad stylem kierowania ugrupowaniem i poprawą relacji między partyjną bazą a przywódcami. "Przykładem, że te relacje nie funkcjonują najlepiej jest sama nominacja Christiana Wulffa jako kandydata w wyborach prezydenckich: został wyznaczony bez konsultacji przez szefów ugrupowań koalicyjnych. W CDU oczekuje się większej demokracji w wewnętrznych strukturach" - dodał berliński politolog.
Jego zdaniem Christian Wulff, który od ponad 30 lat jest związany z chadecją, nie będzie kierować się interesem partyjnym, pełniąc urząd głowy państwa.
"Doświadczenie pokazuje, że prezydenci mocno związani z ugrupowaniami politycznymi zawsze starali się pełnić swój urząd w sposób ponadpartyjny" - dodał Stoess.
Analityk Fundacji Bertelsmanna Cornelius Ochmann ocenił, że "Merkel wyszła z wyborów prezydenckich z podbitym okiem, ale jeszcze stoi na nogach", bo ostatecznie w trzeciej turze Wulff uzyskał poparcie bezwzględnej większości. "To nie nokaut, ale ostrzeżenie. Kanclerz i jej rząd przetrwają" - dodał.
Według Ochmanna, aby podreperować swój naruszony autorytet, niemiecka kanclerz powinna przejść do ofensywy, wystąpić z nowymi inicjatywami i zmienić styl rządzenia. "Musi pokazać, że ma rząd pod kontrolą" - dodał ekspert.
Jak ocenił, Christian Wulff, jako dość popularny i ceniony polityk, poradzi sobie na urzędzie prezydenta RFN. "Będzie przeciwieństwem swego poprzednika Horsta Koehlera, bo nie obawia się polityki oraz krytyki mediów" - powiedział Ochmann. Koehler ustąpił niespodziewanie 31 maja, oburzony krytyką jego wypowiedzi na temat misji w Afganistanie.
Anna Widzyk(PAP)
awi/ kar/