Minister obrony Niemiec Thomas de Maiziere nie zamierza podać się do dymisji pomimo strat poniesionych przez budżet wskutek fiaska programu uzbrojenia Bundeswehry w drony Euro Hawk. Polityk CDU zapowiada reformę ministerstwa, by wykluczyć podobne wpadki.
Podczas spotkania z dziennikarzami w środę w Berlinie de Maiziere przyznał, że w pracy jego resortu wystąpiły "poważne niedociągnięcia". "Byłem informowany (przez współpracowników) w niedostatecznym stopniu" - powiedział minister. Jako "niedobrą tradycję" określił panującą w ministerstwie mentalność, by "oszczędzać ministrowi nieprzyjemnych wiadomości". "To musi się zmienić" - podkreślił.
Na pytanie, czy na wpadkę z Euro Hawk nie powinien zareagować podaniem się do dymisji, minister odpowiedział: "Chciałbym przyczynić się do tego, by w resorcie nastąpiły zmiany, a na to potrzeba kilku lat". De Maiziere dodał, że rozważa podjęcie decyzji personalnych w ministerstwie. Jak pisze agencja dpa, ewentualne zwolnienia mogą dotyczyć sekretarzy stanu Stephane'a Beemelmansa i Ruedigera Wolfa.
Przed południem de Maiziere przedstawił parlamentarnej komisji obrony raport o skandalu z samolotem bezzałogowym. Po południu będzie odpowiadał na forum całego parlamentu na interpelację opozycji w tej sprawie.
De Maiziere ogłosił trzy tygodnie temu, że jego resort ostatecznie rezygnuje z realizacji programu uzbrojenia Bundeswehry w drony Euro-Hawk przeznaczone do lotów rozpoznawczych. Do tego czasu projekt pochłonął około 600 mln euro. Wyprodukowane przez amerykański koncern Northrop Grumman samoloty bezzałogowe nie uzyskały certyfikatu bezpieczeństwa na loty w europejskiej przestrzeni powietrznej. Wyposażenie ich w dodatkowy system antykolizyjny kosztowałby według szacunków ministerstwa dodatkowe 600 mln euro.
Opozycja zarzuca ministrowi zwlekanie z podjęciem decyzji o rezygnacji z projektu, co miało narazić skarb państwa na poważne koszty. Problemy z uzyskaniem certyfikatu były znane kierownictwu ministerstwa już rok temu. De Maiziere twierdzi, że nie był wcześniej informowany o tym, że problemów nie da się rozwiązać, a o podjętej przez sekretarzy stanu decyzji o wycofaniu się z projektu dowiedział się dopiero 13 maja br.
Minister polemizował z zarzutami, że 600 mln euro zostało "wyrzucone w błoto". Jak tłumaczył, cały projekt składał się z dwóch części - bezzałogowych samolotów amerykańskiej produkcji oraz elektronicznego systemu rozpoznania ISIS, zbudowanego przez europejski koncern EADS. Ten system, w który zainwestowano 360 mln euro, może być zastosowany w innym samolocie bezzałogowym - zapewnił de Maiziere.
Pierwszą decyzję o zakupie amerykańskich dronów podjął w 2001 roku rząd SPD i Zielonych Gerharda Schroedera. Projekt kontynuowany był przez koalicję CDU/CSU-SPD, a następnie przez obecną koalicję chadeków i liberałów. Federalny Trybunał Obrachunkowy, odpowiednik polskiego NIK-u, doszedł do wniosku, że wszystkie dotychczasowe rządy bagatelizowały problemy związane z dopuszczeniem dronów do lotów.
De Maiziere należy do najbardziej zaufanych współpracowników Angeli Merkel. Przez media traktowany jest jako jej ewentualny następca. Dymisja doświadczonego polityka na trzy i pół miesiąca przed wyborami do Bundestagu byłaby poważnym ciosem dla koalicji rządowej CDU/CSU i FDP.
Z Berlina Jacek Lepiarz (PAP)
lep/ mc/