Odwiedzając instytut pamięci ofiar holokaustu Jad wa-Szem w Jerozolimie Benedykt XVI powinien był powiedzieć więcej - o sobie jako Niemcu, winie nazistów i zaniedbaniach Kościoła - ocenia w piątek niemiecki dziennik "Sueddeutsche Zeitung".
Podsumowując pielgrzymkę papieża do Ziemi Świętej gazeta komentuje, iż "mogła to być wspaniała pielgrzymka".
"Szczególnie jedno wystąpienie pozostanie w pamięci. Dziewięć lat po Polaku Janie Pawle II papież z Niemiec odwiedził Jad wa-Szem. To miejsce wspomnień o sześciu milionach Żydów, zamordowanych przez Niemców" - zauważa "SZ".
Dodaje, że wobec wyraźnego potępienia antysemityzmu przez Benedykta XVI i opowiedzenia się za pojednaniem z Żydami, nikt nie może już zarzucać papieżowi, iż po aferze z negującym holokaust biskupem lefebrystą Richardem Williamsonem stanowisko Benedykta nie jest dostatecznie jasne.
"Jednak wystąpienie w Jad wa-szem nie udało się Benedyktowi - ocenia dziennik. - Papież uważa, że wystarczająco często mówił o swym niemieckim pochodzeniu i winie nazistów w zagładzie Żydów. W Jad wa-Szem chciał rozłożyć akcenty inaczej. Chciał wystąpić jako rzymski papież światowego Kościoła, który opłakuje holokaust jako tragedię ludzkości i błaga świat, by nigdy więcej nie dopuścił do takiej zbrodni. Benedykt XVI nie był zimny, jak niektórzy uważają, lecz głęboko poruszony".
Gazeta zauważa jednak, że w 2000 r., wspominając los swych żydowskich przyjaciół i winę nazistów, "Jan Paweł II w tym samym miejscu przemawiał inaczej". "Takich słów oczekiwano by w Izraelu właśnie od niemieckiego papieża" - pisze gazeta. Tymczasem Benedykt XVI "sprawił wrażenie mniej autentycznego i mniej współczującego niż Jan Paweł II".
"Sueddeutche Zeitung" ocenia też, że w trakcie podróży do Ziemi Świętej Benedykt posunął naprzód dialog Kościoła z islamem. "To sukces pielgrzymki o dużym znaczeniu politycznym, na którym skorzysta nie tylko Kościół. Benedykt działał jako duchowy przywódca świata i w interesie świata" - dodaje gazeta. (PAP)
awi/ ro/