Wyniki wtorkowych wyborów izraelskich nie przyniosły jakościowej zmiany dla Palestyńczyków - uważa Faris Oman, sekretarz generalny Towarzystwa Przyjaźni Polsko- Palestyńskiej.
Z nadal niepełnych wyników głosowania, obejmujących w środę w południe 99,7 procent oddanych głosów wynika, że największe poparcie - 28 miejsc w liczącym 120 deputowanych Knesecie - uzyskała kierowana przez Ehuda Olmerta, a utworzona w końcu zeszłego roku przez premiera Izraela Ariela Szarona partia Kadima (Naprzód).
Na następnym miejscu znajduje się Partia Pracy, która uzyskała 20 miejsc. Odpowiednio 13 i 12 mandatów zdobyć może ugrupowanie żydowskich ortodoksów Szas oraz Nasz Dom Izrael - ugrupowanie reprezentujące imigrantów rosyjskich. Dopiero na piątym miejscu znajduje się Likud, który prawdopodobnie będzie dysponować w Knesecie tylko 11 mandatami.
Oman uważa, że wygrana Kadimy nie zmienia sytuacji Palestyńczyków, jeżeli chodzi o losy bliskowschodniego procesu pokojowego.
"Mimo, że Olmert nie jest taką osobowością jak Szaron, to w stosunku do Palestyńczyków mówi takim samym językiem - rozpoczyna od stawiania warunków. Chce rozpoczynać negocjacje ale wtedy, gdy Palestyńczycy zgodzą się na jego dyktaty - jak akceptacja budowy +ściany aparthaidu+ (tzw. +bariera bezpieczeństwa+ budowana jest przez Izraelczyków na granicy z Palestyną - PAP). Palestyńczycy się na to nie zgodzą. Powiedział to Mahmud Abbas (prezydent Autonomii Palestyńskiej-PAP) i powtarzają to przywódcy Hamasu (partii rządzącej Autonomią Palestyńską - PAP).
"Warunkiem rozpoczęcia negocjacji jest wycofanie się z ziem okupowanych, a Olmert chce likwidować tylko część osiedli na Zachodnim Brzegu Jordanu i zostawić tam armię izraelską" - dodał Oman. (PAP)
och/ lop/