Poparcie dla Demokratów w wyborach do Kongresu USA to efekt tego, że Amerykanie kierowali się oceną dotychczasowej polityki ogólnokrajowej, a nie sprawami lokalnymi - uważa amerykanista, były marszałek Senatu prof. Longin Pastusiak.
We wtorkowych wyborach w USA Partia Demokratyczna zdobyła większość w Izbie Reprezentantów Kongresu. W Senacie sytuacja nie jest jeszcze wyjaśniona. Jak przewidywali eksperci na podstawie sondaży, Demokraci zdobyli więcej niż 15 dodatkowych mandatów, potrzebnych do przejęcia w Izbie kontroli, sprawowanej od 1994 r. przez Republikanów.
"Do zmiany doszło w wyniku spraw ogólnoamerykańskich; badania opinii publicznej pokazują, że po raz pierwszy w tak wysokim stopniu Amerykanie kierowali się sprawami ogólnopaństwowymi, a nie lokalnymi" - powiedział w środę PAP prof. Pastusiak.
Jego zdaniem, do spraw, które w największym stopniu wpłynęły na wyniki wyborów do Kongresu, należą przede wszystkim: wojna w Iraku, ocena prezydentury George'a W. Busha (reprezentującego Partię Republikańską) oraz skandale korupcyjne zarzucane Republikanom przez Demokratów.
"Demokratom udało się przekonać społeczeństwo, że w Waszyngtonie panuje, jak sami określali, +kultura korupcji+, rozmaite skandale, w które uwikłali się kandydaci Partii Republikańskiej" - zaznaczył prof. Pastusiak.
Amerykanista uważa, że prezydent Bush będzie umiał porozumieć się z Demokratami, którzy będą mieli większość w Kongresie. "Kiedy (Bush) był gubernatorem Teksasu, miał do czynienia z parlamentem stanowym kontrolowanym przez Demokratów i bardzo dobrze z nimi współdziałał. Teraz będzie do tego zmuszony, jeśli chce przez te ostatnie dwa lata (w 2008 roku Bush kończy drugą i ostatnią kadencję) prowadzić skuteczną politykę" - dodał były marszałek Senatu.
Pastusiak przewiduje jednak "różne napięcia" na linii republikański prezydent - większość demokratyczna w Kongresie, ponieważ - jak mówił - jednym z celów Demokratów będzie teraz utrudnianie Bushowi działania tak, aby stworzyć dogodne warunki dla własnego kandydata w przyszłych wyborach prezydenckich.
Amerykanista nie przewiduje znaczących zmian w polityce zagranicznej Stanów Zjednoczonych, choć - jego zdaniem - jej prowadzenie będzie teraz nieco utrudnione. "Inicjatywa w polityce zagranicznej i wewnętrznej należy do prezydenta, ale środki na to uchwala Kongres, bo to on kontroluje tzw. +sakiewkę+. Polityka, która nie ma wsparcia budżetowego, jest polityką jałową, sloganem" - argumentował.
Pastusiak zauważył też, że choć Demokraci są krytyczni wobec zaangażowania USA w Iraku, to jednak "nie mają formuły na rozwiązanie tego problemu i wyjście stamtąd +z twarzą+".
Jego zdaniem, zwycięstwo Partii Demokratycznej może wpłynąć na poprawę stosunków transatlantyckich, ponieważ Demokraci znani są z tego, że są "bardziej skłonni" do współpracy z Unią Europejską.
Pytany, jak nowy skład Kongresu wpłynie na stosunki polsko- amerykańskie i na sprawę zniesienia wiz dla Polaków, Pastusiak odparł, że nie spodziewa się większych zmian. Nie sądzi, byśmy mogli liczyć "na bardziej sympatyczne stanowisko" w sprawie wiz, ale - jak mówił - "należy w tej sprawie wiercić dziurę w brzuchu Amerykanom".
Pastusiak zwrócił uwagę na "słabą reprezentację" Polonii amerykańskiej w nowym Kongresie. "To nie jest dobre, bo niektórzy przyjaciele, życzliwi dla Polski senatorowie lub kongresmeni, przegrali te wybory. Będziemy mieli mniej niż dotychczas przyjaciół w Kongresie" - podkreślił. Ocenił, że "błędem" obecnego rządu polskiego było to, że nie utrzymywał kontaktów z Partią Demokratyczną, lecz koncentrował się wyłącznie na Partii Republikańskiej.(PAP)
km/ ura/ gma/