Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

PE: Debata z Barroso - protest posłów przeciw karom za nieobecność

0
Podziel się:

By zapewnić pełne ławy poselskie podczas wtorkowej debaty z szefem Komisji
Europejskiej Jose Barroso o stanie UE, przewodniczący frakcji Parlamentu Europejskiego wpadli na
niecodzienny pomysł: elektronicznie sprawdzać obecność na sali. Eurodeputowani są oburzeni.

By zapewnić pełne ławy poselskie podczas wtorkowej debaty z szefem Komisji Europejskiej Jose Barroso o stanie UE, przewodniczący frakcji Parlamentu Europejskiego wpadli na niecodzienny pomysł: elektronicznie sprawdzać obecność na sali. Eurodeputowani są oburzeni.

Barroso, unijni komisarze, a nawet szefowie państw i rządów często skarżyli się liderom PE na puste fotele podczas ich wystąpień - powiedziały PAP źródła w PE. By temu zaradzić, w ubiegłym tygodniu na konferencji przewodniczących frakcji na wniosek Zielonych i socjalistów zapadła decyzja, że podczas pierwszej w historii debaty "o stanie Unii" na poselskich pulpitach trzy razy zapali się lampka, na co eurodeputowani będą musieli zareagować, naciskając odpowiedni przycisk. Jeśli tego nie zrobią - zostaną uznani za nieobecnych.

"Zwrócę się do prezydium PE jako właściwego organu z prośbą o ustalenie szczegółów działań, jakie należy podjąć, co do sposobu wykorzystania informacji o obecności na sali" - zapowiedział przewodniczący PE Jerzy Buzek, otwierając w poniedziałek sesję plenarną w Strasburgu.

"Zwrócono uwagę na niską frekwencję na sali podczas obrad, w szczególności debat mających charakter międzyinstytucjonalny. Zwracam się z osobistym apelem o udział i obecność, to ważne także dla obrazu naszego parlamentu" - przekonywał Buzek.

Elektroniczne sprawdzanie obecności było dotąd stosowane w PE podczas głosowań, ale nigdy podczas debat. Zamysł był taki, by prezydium PE zadecydowało o odebraniu niesubordynowanym posłom części dziennej diety wynoszącej 298 euro. By nie dać okazji do szukania usprawiedliwień, zakazano w godzinach 9-11.30 we wtorek organizacji w PE jakichkolwiek innych spotkań czy posiedzeń. Perspektywa kar rozsierdziła jednak eurodeputowanych - zwłaszcza ze środka i prawej strony sali.

"To gol do własnej bramki. Gdyby nas pan tylko zachęcał, to respektowałabym pana apel - powiedziała do Buzka brytyjska deputowana liberalna, baronessa Sarah Lutford. - Natomiast jeśli jutro się w ogóle pojawię, to nie będę uczestniczyła w żadnym elektronicznym sprawdzaniu obecności. To szkoda dla wizerunku PE".

Jej oburzenie podzieliło wielu innych posłów. Frakcja Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, w której zasiadają m.in. brytyjscy torysi i posłowie PiS, od początku była przeciwko pomysłowi. W poniedziałek przewodniczący największej, chadeckiej frakcji w PE Joseph Daul niespodziewanie zaapelował, by "jeszcze raz przemyśleć" podjętą w czwartek decyzję. Przemówienie Daula eurodeputowani powitali brawami. Siedzący obok niego lider socjalistów Martin Schulz, który wcześniej był wielkim orędownikiem elektronicznego sprawdzenia obecności posłów, milczał.

Pod naciskiem eurodeputowanych pomysł karania za nieobecność na sali i zaradzenia w ten sposób pustym ławom został zduszony w zarodku - ubolewają europarlamentarni urzędnicy. Anonimowo jeden z nich skomentował: "Ta sprawa wykazała absolutny brak przywództwa w PE oraz jak iluzoryczny jest wpływ liderów frakcji na szeregowych eurodeputowanych. Ale na tym właśnie polega parlament".

Michał Kot (PAP)

kot/ mc/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)