Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Pięć lat w Unii - narastający "spór o krzesła"

0
Podziel się:

Ostatnie półtora roku obecności Polski w
Unii Europejskiej to okres kohabitacji i narastającego sporu
kompetencyjnego między prezydentem Lechem Kaczyńskiem a rządem
Donalda Tuska o reprezentację Polski na szczytach UE.

*Ostatnie półtora roku obecności Polski w Unii Europejskiej to okres kohabitacji i narastającego sporu kompetencyjnego między prezydentem Lechem Kaczyńskiem a rządem Donalda Tuska o reprezentację Polski na szczytach UE. *

Sformułowanie "spór o krzesła" wszedł już do języka polskich mediów, które przed każdym szczytem Unii Europejskiej śledzą, kto pojedzie na spotkanie przywódców państw UE, jakie stanowisko przedstawi oraz czy prezydentowi i premierowi uda się ustalić jednolite stanowisko przed wyjazdem.

Dwie najważniejsze kwestie europejskie dzielące prezydenta i rząd Donalda Tuska to data wprowadzenia w Polsce wspólnej waluty europejskiej i kwestia ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego.

Do najgłośniejszego nieporozumienia między dwoma ośrodkami władzy doszło w zeszłym roku przed październikowym szczytem UE. Na szczyt chciał jechać premier z ministrami i prezydent, a Polsce przysługiwały tylko dwa krzesła na sali obrad. Rząd przyjął wtedy specjalną uchwałę o tym, że skład delegacji na szczyt określa premier. Kulminacyjnym momentem konfliktu było zatrzymanie przez rząd samolotu specjalnego w Brukseli, tak że nie mógł on wrócić po prezydenta do Warszawy.

Odmowę prezydentowi samolotu specjalnego kancelaria premiera argumentowała tym, że nie jest on członkiem delegacji na szczyt.

Ostatecznie do Brukseli Lech Kaczyński poleciał wyczarterowanym od LOT-u samolotem Boeing 737 (co kosztowało około 150 tys. zł w obie strony). Kancelaria Prezydenta złożyła do sądu pozew ws. zwrotu kosztów za ten lot, ale sprawa została przez sąd umorzona. W opinii komentatorów, "spór o krzesło" wygrał wówczas prezydent, którego rząd nie zdołał powstrzymać przed wyjazdem na szczyt.

Lech Kaczyński reprezentował Polskę na listopadowym spotkaniu przywódców państw UE. MSZ przekazało mu wówczas rządowe stanowisko, zawierające "mapę drogową" dojścia Polski do strefy euro oraz apel do krajów UE o szybką ratyfikację Traktatu Lizbońskiego. Prezydent mówił wówczas, że stanowisko to ma "umiarkowany związek z przedmiotem obrad". Jednak zapewnił, że w zakresie, w którym będą dotyczyły tematu szczytu, przedstawi je.

W grudniu L.Kaczyński i Tusk wzięli wspólnie udział w dwudniowym posiedzeniu Rady Europejskiej poświęconym głównie negocjacjom w sprawie pakietu klimatyczno-energetycznego. Obie strony zapewniały przed szczytem, że tym razem nie dojdzie do sporu o samolot ani o "krzesła". Do zamieszania i tak doszło. Prezydent miał udać się na szczyt rządowym TU 154, premier - samolotem rejsowym. Przypadek zrządził, że udali się na szczyt razem.

Z powodu usterki odwołany został bowiem samolot rejsowy, którym miał polecieć Tusk. Prezydent wysłał wówczas z Poznania - gdzie wtedy przebywał - do Warszawy rządowy TU-154, aby zabrał szefa rządu. Z Poznania premier i prezydent wspólnie udali się na szczyt do Brukseli i wspólnie się na niego... spóźnili.

Obaj politycy wrócili wtedy z Brukseli jednak zadowoleni i zgodnie chwaląc zespołową grę naszej delegacji. Kilka dni później premier zapowiedział, że jeżeli prezydent będzie chciał jechać na kolejny szczyt UE do Brukseli zaplanowany na 1 marca - nie będzie stawiać "żadnych przeszkód".

Dyskusja rozgorzała jednak na nowo po tym gdy okazało się, że czeskie przewodnictwo UE zaprosiło na ten szczyt tylko po jednej osobie z każdego kraju Unii. Premier zadeklarował wtedy, że będzie wspólnie z L. Kaczyńskim starał się o dwa miejsca dla Polski. Jeśli nie będzie dwóch miejsc, na pewno z prezydentem dojdziemy do porozumienia - zapewniał Tusk.

Następnego dnia Kancelaria Prezydenta poinformowała, że L.Kaczyński nie pojedzie na nieformalny szczyt UE 1 marca, gdyż ustalił z szefem rządu, że pojedzie Tusk. Pałac Prezydencki argumentował, że wyłączną tematyką tego szczytu będą kwestie finansowe, które leżą w kompetencji rządu. Do tego ustalenia doszło podczas rozmowy "w cztery oczy" L.Kaczyńskiego i Tuska.

Na kolejny szczyt UE, w dniach 19-20 marca udali się zarówno prezydent, jak i premier. Przed rozpoczęciem szczytu doszło do konsultacji prezydenta z premierem, ale dopiero ... na pokładzie rządowego samolotu, a potem w polskim przedstawicielstwie przy UE w Brukseli.

We wszystkich sprawach omawianych na szczycie polska delegacja osiągnęła zamierzone cele - ogłosili zgodnie prezydent i premier podsumowując dwudniowe spotkanie unijnych przywódców.

Jednak już zupełnie odmienne zdania prezydent i premier wyrazili o wspólnym udziale w kolejnych spotkaniach na forum UE. Znacznie ostrzejszy w swojej ocenie był Tusk, który podkreślił, że "często jest w sporze" z prezydentem, a brak jednomyślności w sytuacji, gdy obaj są członkami polskiej delegacji na szczycie, osłabia polską pozycję.

W marcu tego roku konflikt między prezydentem a premierem dotarł do Trybunału Konstytucyjnego. Szef rządu zwrócił się do TK o rozstrzygnięcie sporu kompetencyjnego dotyczącym reprezentacji Polski na szczytach UE.

Według strony rządowej, to premier jest uprawniony do wyznaczania osób reprezentujących Polskę na szczytach unijnych; strona rządowa powołuje się przy tym na konstytucję, zgodnie z którą ogólne kierownictwo w dziedzinie stosunków z innymi państwami i organizacjami międzynarodowymi należy do Rady Ministrów w ramach prowadzonej przez nią polityki zagranicznej.

27 marca rozprawa przed TK, bez rozstrzygnięcia, została odroczona do 20 maja.

Zaledwie kilka dni po posiedzeniu Trybunału pojawiła się informacja, że prezydent, podobnie jak premier, udaje się na szczyt UE-USA zaplanowany na 5 kwietnia w Pradze, w którym będzie uczestniczył prezydent USA Barack Obama. Informacja o udziale prezydenta w szczycie UE-USA miała wywołać konsternację w kręgach rządowych, gdyż miało być ustalone, że na praski szczyt udaje się tylko premier.

Kolejną dyskusję wywołała informacja, że w Pradze ma dojść do spotkania strony polskiej z prezydentem USA. Kilka dni zastanawiano się czy spotkanie będzie "w cztery oczy czy w sześć". Przed wyjazdem Tusk zapewniał, że nie będzie sporów "o samolot, krzesła czy kolejność wchodzenia na spotkania".

Spotkanie w Pradze poprzedzał jubileuszowy szczyt NATO, odbywający się we Francji i Niemczech. I to on niespodziewanie wywołał polityczną burzę w Polsce. L.Kaczyński poparł bowiem w jego trakcie kandydaturę duńskiego premiera Andersa Fogh Rasmussena na nowego szefa NATO. Premier zarzucił mu wówczas, że wbrew stanowisku rządu, poparł innego kandydata na szefa Sojuszu niż przewidywał rząd.

Po awanturze w sprawie wyboru nowego sekretarza generalnego NATO L.Kaczyński oświadczył, że praskie spotkanie z Obamą powinno się odbyć się "między prezydentem i prezydentem".

Ostatecznie jednak prezydent i premier spotkali się w czeskiej Pradze z amerykańskim przywódcą.

Przed kilkoma dniami marszałek Sejmu Bronisław Komorowski przedstawił projekt ustawy kompetencyjnej zakładający, że to rząd ustala stanowisko Polski w sprawach związanych z członkostwem w UE, m.in. w sferze unii gospodarczej i pieniężnej. Według projektu rząd, na wniosek premiera, udziela "organowi państwa" - bądź w drugiej wersji projektu - "organowi władzy wykonawczej" - upoważnienia do udziału w posiedzeniu instytucji UE. Nieodłączną częścią upoważnienia jest stanowisko w sprawach będących przedmiotem takiego posiedzenia.

PiS i przedstawiciele prezydenta orzekli, że projekt jest w sposób oczywisty niezgodny z konstytucyjną zasadą, że to prezydent jest najwyższym przedstawicielem Rzeczypospolitej.

Lech Kaczyński zapowiedział już, że wybiera się na najbliższy majowy szczyt inaugurujący unijne Partnerstwo Wschodnie 7 maja w Pradze. Czy pojedzie premier - tego jeszcze nie wiadomo. (PAP)

eaw/ ann/ par/ woj/

unia
wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)