Premier Donald Tusk uważa, że "dobrze się stało", iż posłowie PiS Beata Kempa i Zbigniew Wassermann wrócili do pracy w hazardowej komisji śledczej. Jak podkreślił, nie był zaskoczony tym, jak w tej sprawie zagłosował klub PSL.
PO zgłosiła zastrzeżenia zarówno do Kempy, jak i do Wassermanna. Prezydium Sejmu zastrzeżenia te oddaliło. Podczas sejmowego głosowania posłowie zgodzili się, aby posłowie PiS wrócili do sejmowego śledztwa badającego aferę hazardową. PO przegrała głosowanie: za powrotem posłów zagłosowały PiS i Lewica, ale też koalicyjne PSL.
"Nie jest moją rolą rozstrzygać na ile argumenty prawne i formalne, którymi powodował się przewodniczący komisji, były rozstrzygające" - podkreślił Tusk na piątkowej konferencji prasowej. Jednak - jak ocenił - z jego punktu widzenia - "jako świadka, który będzie przez komisję wezwany, dobrze się stało, że ci posłowie zostali przywróceni".
"Nie wyobrażam sobie, abym był przesłuchiwany jako świadek przez komisję śledczą, w której nie byłoby posłów PiS" - powiedział szef rządu.
Przypomniał, że nie był entuzjastą wykluczenia Kempy i Wassermanna z komisji hazardowej.
Jak dodał, "po ludzku" się cieszy, że "ciągły spór formalny zbliża się do końca i komisja będzie mogła przystąpić do pracy". Dla mnie wyjaśnienie tej sprawy jest warunkiem dobrego rządzenia i sensownego działania i w tym sensie jestem zadowolony z tego co się stało - zaznaczył premier.
Dopytywany czy piątkowe głosowanie może wpłynąć na sytuację w koalicji, Tusk odpowiedział, że "nie widzi kontekstu koalicyjnego". "Szanuję decyzję PSL. W takich sprawach każdy klub, każdy poseł działa zgodnie z własnym rozeznaniem i nie mam poczucia, aby w relacjach między PO a PSL zdarzyło się coś złego" - stwierdził.
Jak mówił, dla niego ważne jest, że "PSL to lojalny partner co do ustaleń i partner obliczalny". "Nie byłem zaskoczony tym głosowaniem" - podkreślił. (PAP)
ajg/ par/ gma/