*Premier Donald Tusk powiedział we wtorek, że jest w stanie wyobrazić sobie, iż prezydent Lech Kaczyński podczas piątkowego szczytu UE w Brukseli poświęconemu kryzysowi finansowemu wygłosi swoje zdanie zamiast przedstawić stanowisko rządu. *
"Czy do pomyślenia jest sytuacja, w której pan prezydent wygłosi swoje prywatne zdanie zamiast przedstawić stanowisko rządu?" - zastanawiał się podczas konferencji prasowej Tusk, odpowiadając na pytanie dziennikarza w tej sprawie.
"To już jest kwestia waszej i mojej wyobraźni. Mi wyobraźnia podpowiada różne scenariusze - tak, ja jestem w stanie sobie wyobrazić taką sytuację, chociaż jej nie akceptuję" - oświadczył Tusk.
Jednocześnie powiedział, że ostatni unijny szczyt w październiku pokazał, iż możliwości wpływania na prezydenta są ograniczone, bo - jak podkreślał premier - "przecież rząd nie zastosuje jakichś nadzwyczajnych środków dyscyplinujących, bo ich nie ma". "Możemy tylko liczyć na elementarną odpowiedzialność i ja na tę odpowiedzialność liczę" - dodał.
Według premiera zadaniem rządu jest "unikanie sytuacji, które dla Polski mogą być kompromitujące". "I dlatego podjąłem decyzję niełatwą i na pewno obarczoną pewnym ryzykiem, tzn. w składzie delegacji jest pan prezydent i on będzie reprezentował nasze stanowisko" - powiedział Tusk.
Szef rządu dodał, że chciał "za wszelką cenę uniknąć tego, co było przedmiotem tak dramatycznych komentarzy, nie tylko tu w Polsce" w czasie ostatniego szczytu UE w Brukseli. Na październikowym szczycie Polskę reprezentował zarówno prezydent, jak i premier.
Tusk zapewnił jednocześnie, że strona rządowa chce przygotować możliwie szczegółowe stanowisko na szczyt UE i "z najlepszą wolą" poinformować o nim prezydenta. Jak dodał, rząd oddaje także "do dyspozycji" Lecha Kaczyńskiego "wiedzę i zaangażowanie" ministra finansów Jacka Rostowskiego.
"Czy to przyniesie pożądany efekt? Zobaczymy" - mówił Tusk. "Wolę nie wróżyć z fusów, zobaczymy po powrocie z jakimi efektami pan prezydent przyjedzie" - podsumował. (PAP)
eaw/ ura/ jra/