Gromadzimy dowody: ze źródeł osobowych i bezosobowych - tak rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie Zbigniew Jaskólski skomentował informacje piątkowych dzienników, że prokuratura ma nagrane taśmy z zapisem rozmowy Aleksandra Gudzowatego i Adama Michnika, dotyczące rzekomego wpływania przez służby specjalne na publikacje prasowe. Jaskólski nie ujawnił żadnych szczegółów.
W drugiej połowie września prokuratura apelacyjna w Warszawie formalnie przejęła śledztwo w sprawie gróźb wobec syna Gudzowatego, wraz z pomijanym dotychczas przez prokuraturę na stołecznej Pradze wątkiem próby odsunięcia od władzy w 2003 r. premiera Leszka Millera.
Obecnie - jak mówi Jaskólski - postępowanie ma kilkanaście wątków. Najważniejsze to przyjęcie 10 tys. dolarów łapówki przez funkcjonariusza UOP, groźby karalne pod adresem Aleksandra Gudzowatego i jego rodziny od połowy lat 90., poświadczenie nieprawdy w dokumentacji Bartimpeksu przez funkcjonariuszy służb specjalnych w latach 90., przekroczenie uprawnień i niedopełnienie obowiązków przez funkcjonariuszy publicznych w latach 1996-2002, płatna protekcja czyli powoływanie się na wpływy u premiera Leszka Millera (maj 2003 r.) i żądanie od 1 do 3 mln dolarów w zamian za zaniechanie zakłócania prowadzenia działalności gospodarczej Bartimpeksu.
W piątek w kilku gazetach pojawiła się wiadomość, że istnieje nagranie rozmowy między Aleksandrem Gudzowatym a Michnikiem, w którym naczelny "Gazety Wyborczej" mówi biznesmenowi, iż to służby specjalne inspirowały ataki mediów na jego firmę.
Nagrania mieli według prasy dokonać ochroniarze Gudzowatego, a potem przekazać je prokuraturze. Taśma ma stanowić dowód w sprawie rzekomej inwigilacji Gudzowatego przez służby specjalne w okresie rządów Leszka Millera. Michnik miał nie wiedzieć o nagraniu.
W piątek w Radiu Zet Gudzowaty przyznał, że rozmawiał z Michnikiem na temat krytycznych artykułów w "Gazecie".
"Ponieważ zawsze mnie pan Michnik zapraszał na kolacje czy na obiad, to siłą rzeczy relacjonowałem mu swój pogląd na ten temat. A ponieważ prawdą jest, że +Gazeta Wyborcza+ była liderem czarnego PR (...), przewodziła w tym, to siłą rzeczy musiałem mu to powiedzieć. Miałem do niego określone pretensje i potem już nic nie było" - powiedział Gudzowaty. Dodał, że "nagrania, jeżeli są, to dotyczą dwóch ostatnich spotkań z Michnikiem".
Biznesmen nie chciał powiedzieć kiedy i kto nagrał taśmy ani tego, co się na nich znajduje. "Dowiedziałem się o tym, że taśmy są w prokuraturze od prokuratora, który wręczył mi list z numerami taśm i z informacją, że zostały poddane technicznej ekspertyzie. Od chwili, jak mi prokurator polecił milczeć, nie mogę udzielić żadnej odpowiedzi" - powiedział Gudzowaty.
Gudzowaty powtarzał w piątek, że służby specjalne "inspirowały groźby zabójstwa" wobec niego i jego syna, co w swym śledztwie weryfikuje prokuratura. Gudzowaty przez ostatnie trzy dni w niej zeznawał, jak podał - przez dziewięć godzin dziennie.
"To jest prawda. My w swoim czasie, bo nie teraz, a za czasów Millera (...) rzeczywiście byliśmy poddani czarnemu, nieprawdziwemu lobbingowi. To zostało udowodnione"- powiedział Gudzowaty.
Według Gudzowatego, na 30 października Adam Michnik został wezwany do prokuratury w celu złożenia zeznań. "Dla mnie jest to człowiek honoru. Myślę, że cała sprawa ulegnie wyciszeniu" - zaznaczył. Dodał, że nie ma potrzeby ujawnienia nagrań.
Gudzowaty zapewnił, że nie rozmawiał z Michnikiem na temat syna Leszka Millera.
W sierpniu 2005 r. warszawska prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa z doniesienia Gudzowatego w sprawie gróźb wobec jego syna. Dopiero po zażaleniu biznesmena w styczniu 2006 r. rozpoczęto śledztwo. W kwietniu zaś pojawiły się zeznania świadka, na którym "Dziennik" oparł swe artykuły o próbie wykorzystania Gudzowatego przez służby specjalne do usunięcia Millera z funkcji szefa rządu. "Dziennik" napisał, że świadkiem tym był szef ochrony Gudzowatego Marcin Kossek.
Tygodnik "Wprost" oraz "Dziennik" napisały, że z relacji i dokumentów z 2003 r. wynika, iż mogło wtedy dojść do próby pozakonstytucyjnego usunięcia premiera. Wśród ludzi związanych z lewicą i służbami specjalnymi miała być szykowana korupcyjna prowokacja, mająca na celu przypisanie synowi Millera przyjmowanie łapówek. To zaś - jak powiedział "Dziennikowi" Leszek Miller junior - zakończyłoby się dymisją rządu ojca. (PAP)
wkt/ pz/ rod/