Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na

Raport: wśród przyczyn absencji w wyborach - brak odpowiednich kandydatów

0
Podziel się:

Brak odpowiedniego kandydata lub partii, na którą można by oddać głos,
choroba, niepełnosprawność - to najczęstsze podawane przez Polaków przyczyny absencji wyborczej;
Polacy nie chcą też kandydować, choćby do rady osiedla - wynika z raportu Fundacji Batorego.

Brak odpowiedniego kandydata lub partii, na którą można by oddać głos, choroba, niepełnosprawność - to najczęstsze podawane przez Polaków przyczyny absencji wyborczej; Polacy nie chcą też kandydować, choćby do rady osiedla - wynika z raportu Fundacji Batorego.

Raport "Obywatele i wybory" powstał w oparciu o przeprowadzone przez CBOS w październiku 2012 r. badanie dotyczące zarówno czynnego jak i biernego prawa wyborczego; w poniedziałek w Warszawie dyskutowali o nim eksperci.

Współautorka raportu Marta Żerkowska-Balas powiedziała, że najczęstszym powodem absencji w ostatnich wyborach parlamentarnych był brak odpowiedniego kandydata lub partii (18,5 proc.); ankietowani wskazywali też chorobę lub niepełnosprawność (14,2 proc.).

Odpowiedź "Nie chodzę na wybory" i "nie ma sensu głosować " wybrało 9,2 proc. respondentów; 6,8 proc. tłumaczyło absencję wyborczą rozczarowaniem politykami lub rządem. 2,2 proc. badanych uważa, że ich głos nie ma znaczenia lub że popierani przez nich kandydaci nie mają szansy na "przebicie się" w wyborach.

Autorzy raportu spytali też ankietowanych o opinie na temat wyborów, doboru kandydatów i programów politycznych proponowanych przez partie.

Prawie 55 proc. badanych uważa, że partie przedstawiają programy, które nie odpowiadają potrzebom ludzi, według 58,9 proc. proponowani przez partie kandydaci nie nadają się ani na posłów, ani na radnych. 76,9 proc. ankietowanych jest przekonanych, że partie "promują ludzi miernych, lecz wiernych", 57 proc. uważa, że podczas głosowania nie ma szansy wybrać kandydata, który dobrze reprezentowałby miejsce zamieszkania wyborcy.

Zaskakująco niski - w opinii twórców raportu - jest odsetek respondentów, którzy oceniają polityków jako osoby nieuczciwe; w ten sposób wypowiedziało się 33 proc. badanych. Autorzy badania zwracają jednak uwagę na duży (w stosunku do pozostałych stwierdzeń) odsetek niezdecydowanych - 37 proc. nie udzieliło odpowiedzi na to pytanie.

Respondenci, którzy uważają, że politycy to osoby nieuczciwe - wynika z raportu - są mniej skłonni do udziału w wyborach, a jeżeli już na nie idą, to chętniej głosują na Prawo i Sprawiedliwość i Polskie Stronnictwo Ludowe niż na inne partie.

Twórcy raportu zaznaczyli, że w ich ocenie niepokojące jest to, że 15,8 proc. badanych to osoby, które nigdy nie brały udziału w wyborach.

Autorzy badania spytali też respondentów, czy myśleli kiedykolwiek o startowaniu w jakichkolwiek wyborach. 91,2 proc. badanych nigdy nie myślało o kandydowaniu na jakiekolwiek stanowisko publiczne - nie tylko posła, senatora, wójta, burmistrza czy radnego, ale nawet członka rady osiedlowej - zaznaczają twórcy raportu. Według badania 4,7 respondentów brało to pod uwagę, a 3,8 proc. kandydowało - najczęściej do rady gminy czy powiatu.

"Mamy problem zarówno z partycypacją w wyborach, jak i z reprezentacją" - ocenił wyniki raportu politolog SWPS dr Mikołaj Cześnik.

W jego opinii badania pokazują, że Polacy nie mają poczucia, że są reprezentowani - zarówno w parlamencie, jak i samorządach, a "system wyborczy się oligarchizuje".

Z kolei politolog UJ dr Jarosław Flis podkreślił, że frekwencja wyborcza zmienia się w zależności od rodzaju wyborów. "Elektoraty w wyborach ogólnokrajowych są zupełnie inne niż w samorządowych; mieszkańcy miast często są zainteresowani wyłącznie wyborem prezydenta czy posłów, na wsi czy w miasteczkach o wiele częściej głosują na burmistrzów czy radnych" - zaznaczył.

W jego opinii na wzrost frekwencji może wpłynąć połączenie wyborów - np. samorządowych z parlamentarnymi, tak by odbywały się tego samego dnia. "Może skłonimy ludzi, by zainteresowali się wyborami na wielu szczeblach" - powiedział Flis.

Politolog ocenił, że niechęć do kandydowania bierze się w dużej mierze z systemu wyborczego, który premiuje tylko pierwsze miejsca na listach wyborczych, wskutek czego kandydaci o dużym poparciu lokalnym często nie dostają się np. do Sejmu.

"Tu przydałyby się zmiany, by zapewnić lepszą reprezentację z danego terytorium, ale to trudne, gdy rządzący są beneficjentami obecnego systemu" - zaznaczył. (PAP)

wni/ mok/ gma/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)