Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Ratajzer-Rotem: nigdy więcej wojny, bo ludzkie życie jest święte

0
Podziel się:

Niech przyjdą tu nasze dzieci i ich dzieci i powtarzają: nigdy więcej
wojny, bo ludzkie życie jest święte - apelował w czasie uroczystości 70. rocznicy powstania w
warszawskim getcie jeden z ostatnich żyjących powstańców Symcha Ratajzer-Rotem ps. Kazik.

Niech przyjdą tu nasze dzieci i ich dzieci i powtarzają: nigdy więcej wojny, bo ludzkie życie jest święte - apelował w czasie uroczystości 70. rocznicy powstania w warszawskim getcie jeden z ostatnich żyjących powstańców Symcha Ratajzer-Rotem ps. Kazik.

Powstaniec został w piątek odznaczony przez prezydenta Bronisława Komorowskiego Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski. "Pana walka w getcie warszawskim w '43 roku, a potem w powstaniu warszawskim roku '44 służyła odrodzeniu Polski. Dziękuję panu w imieniu Polski i Polaków" - mówił prezydent wręczając odznaczenie.

Ratajzer-Rotem w swoim wystąpieniu podkreślał, że z tragicznych doświadczeń wojny i zagłady wyniósł tylko jedno - "nie ma nic ważniejszego niż ludzkie życie". "Nikt w żadnej sytuacji nie ma prawa go odbierać i choć świat nie wyciągnął wniosków ze straszliwej wojny, która się dokonała w dwudziestym wieku w sercu Europy, choć słowa +nigdy więcej wojny+ niewiele znaczą, musimy pamiętać, musimy powtarzać: +ludzkie życie jest święte+. Może kiedyś ludzkość usłyszy" - powiedział.

Powstaniec wspominał też dramatyczne dni w getcie.

"Gdy wybuchło powstanie (...) Niemcy użyli przeciw nam samolotów, czołgów, gazów trujących i miotaczy ognia. Po dziesięciu dniach 90 procent bojowców żyło i trzeba było opuścić getto, żeby nie spłonąć żywcem. Prosiliśmy AK o pomoc w wyjściu kanałami, o znalezienie kryjówek po aryjskiej stronie. Odpowiedź nie nadeszła. Komendant i sztab rządu popełnili samobójstwo otoczeni przez Niemców. W tamtych dniach poczułem, jak bardzo jesteśmy sami i możemy liczyć tylko na siebie" - powiedział.

Ratajzer podkreślił jednocześnie, że organizując ewakuację części Żydów z getta mógł liczyć na pomoc Polaków.

"W wyniku rozpaczliwych wysiłków udało mi się zorganizować ewakuację około 150 osób pod nosem stałej warty niemieckiej na rogu Żelaznej. Miałem dużo szczęścia, miałem także pomoc Polaków, którzy narażali swoje życie i życie swoich rodzin, bo w tej części Europy za pomoc Żydowi groziła śmierć. Ja to niezmiernie cenię. Często zastanawiałem się, czy ja byłbym gotów narazić swoje życie i życie rodziny w podobnej sytuacji" - powiedział.

Wskazał też, że wśród Polaków byli tacy, którzy pomagali Żydom, ale byli także tacy, którzy postępowali zupełnie inaczej. "Niestety, byli tacy, którzy bez potrzeby bez najmniejszego dla nich zagrożenia, dla przyjemności jednym słowem, jednym wskazaniem palca skazywali Żyda na śmierć. Tych ludzi nie mogę i nie chcę zrozumieć, podobnie jak tych, którzy po wojnie dokonali pogromu na ocalałych Żydach" - powiedział Ratajzer.

Uczestnik powstania w getcie powiedział, że po wojnie nie było mu łatwo poradzić sobie z doświadczeniem tragedii powstania. "Osiedliłem się w Izraelu, dużo upłynęło czasu, zanim mogłem żyć na nowo. Spośród najbliższej rodziny wojna mi zabrała brata, siostrę, dziadków i dalszych krewnych i przyjaciół. Hitler zamordował 6 milionów Żydów, ale nie zwyciężył. Decydując się założyć rodzinę, robiłem to z pamięcią o nich. Mam wspaniałą żonę, artystkę, dwóch udanych synów i pięciu wnuków" - powiedział Ratajzer.

Wspominając powstańców z getta Ratajzer mówił: "wraca do mnie wspomnienie, gdy kanałami przedostałem się powtórnie do getta, by wyprowadzić oddziały ŻOB-owców i nikogo nie znalazłem. Wyobraziłem sobie, że jestem ostatnim Żydem w getcie. Jednak kilka godzin później stał się cud, otoczyła mnie grupa kolegów z walki. Dzisiaj cud się nie wydarzy. Jestem jednym z trojga żyjących powstańców".

"Nie ma już pośród nas naszego strażnika pamięci Marka Edelmana, który przez ponad 60 lat stał co roku na tym miejscu. Ludzie odchodzą. Taka jest kolej rzeczy, ale ważne, żeby pozostała pamięć" - mówił.

Powstaniec dodał, że ta piątkowa uroczystość i to miejsce, w którym się odbywa, należy do tych, którzy zginęli. "Pustki po nich nie zatrze i nie wypełni nic" - podkreślił.

Zwrócił uwagę na szczególny charakter tej rocznicy. "Nie tylko dlatego, że powstanie wybuchło w Warszawie, ale dlatego, że wszyscy byliśmy obywatelami Polski i Polska była naszym krajem. Powstanie w getcie było pierwszym aktem oporu zbrojnego w okupowanej przez Niemców Europie i końcowym rozdziałem tragedii Żydów. W kwietniu 1943 roku w getcie warszawskim było już niewiele ponad 50 tys. osób. Wiedzieliśmy, że koniec będzie ten sam dla wszystkich (...). Chcieliśmy wybrać rodzaj śmierci - to wszystko. Ale do dziś dręczy mnie myśl, czy wolno nam było zadecydować o wybuchu powstania i tym samym o skróceniu życia wielu ludzi o dzień, tydzień czy dwa tygodnie. Nikt nas do tego nie upoważnił. Z tymi wątpliwościami muszę żyć" - powiedział Ratajzer.

Symcha Ratajzer-Rotem ps. Kazik jest jednym z trojga żyjących powstańców z getta, należał do Żydowskiej Organizacji Bojowej. W czasie powstania jego zadaniem było m.in. przedostać się kanałami z getta na aryjską stronę, żeby przygotować schronienie dla bojowców, którzy przeżyją walki. Niemal wszyscy bojowcy ŻOB, którzy przeżyli powstanie w getcie, zawdzięczają życie właśnie Kazikowi Ratajzerowi.

Ratajzer wziął także udział w powstaniu warszawskim, walczył na Starym Mieście w oddziale Armii Krajowej, a po upadku Starówki wyprowadził powstańców kanałami na Żoliborz.

Po wojnie, w 1945 roku, Ratajzer opuścił Polskę i przyłączył się do grupy ocalałych z Zagłady Żydów nazywających się Mścicielami.

Jesienią 1946 r. Ratajzer dotarł do Izraela, gdzie zmienił nazwisko na Symcha Rotem i walczył w trzech prowadzonych przez Izrael wojnach. W 1963 r., został członkiem Rady Yad Vashem i dopilnował, aby wszyscy Polacy, którzy pomagali powstańcom z getta, mieli swoje drzewka sprawiedliwych. (PAP)

js/ abe/ jra/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)