Kilkaset osób uczestniczyło w trakcie weekendu w Moskwie i obwodzie moskiewskim w dwóch demonstracjach przeciwko brutalnym atakom na przedstawicieli rosyjskiej opozycji
Około 100 osób manifestowało w niedzielę w centrum stolicy Rosji. Demonstranci sprzeciwiali się atakom, których ofiarami padają obrońcy praw człowieka, opozycyjni dziennikarze i związkowcy.
"Naszą jedyną bronią jest solidarność i przejrzystość" - można było przeczytać na transparentach manifestantów zebranych na bulwarze Czistyje Prudy.
"Władze obawiają się, że kryzys gospodarczy odrodzi ruch sprzeciwu" - uważa przedstawiciel organizacji Lewyj Front Siergiej Udalcow. "Próbują zastraszyć tych, którzy są przywódcami szerszej opozycji" - dodał.
W sobotę w mieście Chimki (obwód moskiewski) w demonstracji poparcia dla opozycyjnego dziennikarza, brutalnie pobitego dwa tygodnie temu, uczestniczyło ponad 200 osób.
Redaktor gazety "Chimkinskaja Prawda" Michaił Biekietow krytykował lokalne władze m.in za zdemontowanie w ubiegłym roku pomnika sześciu radzieckich lotników poległych w czasie II wojny światowej. Władze twierdziły, że zburzenie pomnika było konieczne, gdyż uniemożliwiał on poszerzenie trasy wylotowej z Moskwy do Petersburga.
Zakrwawionego i nieprzytomnego dziennikarza znaleziono przed jego domem koło miasta Chimki. Biekietow zapadł w śpiączkę, amputowano mu też nogę.
Demonstranci twierdzą, że pobicie m.in. opozycyjnego dziennikarza dowodzi, jak daleko pójdą rosyjskie władze, by uciszyć krytykę. (PAP)
keb/ ap/
2221 2602